Samotny stoję. Noc płącze rosą,
Wilgotny wietrzyk od wschodu dmucha;
Na łąkach, kwiaty ranione kosą,
Niebu wonnego oddają ducha;
Krzyk nocnych ptaków przerywa ciszę,
Chwieją się wierzby zgięte nad rzeką,
Rybackimi czółnem fala kołysze,
Słychać ligawki nutę daleką;
Dokoła ciemno — tylko się pali
Światełko w dali
Gwiaździe podobne płonącej nizko,
Chwilami gasnąc, znów sic rozżarza —
Czy to pasterzy nocne ognisko?
Czy błędny ognik, lampa cmentarza?
Wczoraj widziałem, że w tamtej stronie
Domek rybaka stoi na piasku —
Pewnie w tym domku łuczywo płonie
I przez okienko śle smugę blasku;
Pewnie jest łuną, drżącą na fali,
Światełko w dali
Świt ledwie szarzał na firmamencie,
Kiedy z sieciami rybak popłynął...
Dotąd nie wraca — może w odmęcie.
Może w uściskach syrenich zginął...
Żona go czeka, I trwożnie marzy,
Z fal nie zdejmuje pilnego wzroku...
Nagle nadzieja błysła jej w twarzy,
Bo biały żagiel dostrzegła w mroku;
Rybak się błąka, lecz go ocali
Światełko w dali.
Samotny stoję. Noc, fale, drzewa
I ten na piaskach promyczek złoty,
Wszystko mi w wiatru akordach śpiewa
Melancholijną piosnkę tęsknoty;
Myślę, że nocą życie jest całe
Dla tych, co po niem bez steru płyną,
Że tacy serca ranią o skałę,
Albo, na odmęt trafiwszy, giną —
Szczęśliwi, którym miłość rozpali
Światełko w dali!