Głos zelżonego

Com ja winien, że mnie słońce wschodu
Niezatartem naznaczyło piętnem?
Com ja winien, że jak ojce rodu,
Dzieckiem zmysłów muszę być namiętnem?
Com ja winien, że ze krwią dziedziczę
Chytrą duszę i śniado oblicze?

Com ja winien, że przez średnie wieki,
Poty na mnie śliną wzgardy plwano,
Aż pociekła mi krew z pod powieki,
Aż me usta zabielały pianą,
Aż w szpetnego zmieniłem się pada,
Co się czołga, zanim ranę zada?

Com ja winien, że mi dawna chwała
Świeci jasno wskroś dziejowych mroków,
Że mi lice dziwnym ogniem pała,
Kiedy czytam natchnienia proroków,
Że mi od was serce się wyrywa
Do świętego z przeszłością ogniwa?

Com ja winien, żem drzewem pustyni,
Co przywykło do żaru i blasku,
Że napróżno wysiłki kto czyni,
By me płonki utrwalić na piasku,
Żem z tych roślin, co tęskniąc za puszczą,
W obcą ziemię korzeni nie wpuszczą?

Wy, co na mnie podnosicie pięście,
Wprzód z przeznaczeń obliczcie się prawem;
Karzcie zbrodnię, odpuśćcie nieszczęście,
O zwycięstwie zamarzcie bezkrwawem —
Czyż będziecie ze skarga stawali
Przeciw słońcu, powietrzu i fali?

Warszawa 25 grudnia, 1881.

Czytaj dalej: Deszczyk - Wiktor Gomulicki