Burza śmiechów wstrząsa cichym sadem;
Wiatr swawolnik spódniczki rozwiewa,
Skrzypią sznury i rubinów gradem
Lecą wiśnie otrzęsione z drzewa.
Z licem świeżem, choć od pudru bladem,
Jak kot zwinna, a chyża jak mewa,
Nad drzew szczyty wzlata z ptaków stadem
Tego raju mieszczańskiego Ewa.
Jutro wróci maszynkowym ruchem
W świat kupiecki, wrażeń niełakomy,
Z łokciem w ręku, stalówką za uchem;
Lecz, wertując ksiąg handlowych tomy,
Będzie mogła z dumnym wyrzec duchem:
„Wzlatywałam i ja — nad poziomy!"
Crystal Clear action info.svg Dane utworu