Opuszczały mię myśli, jako wyrojone
Pszczoły, kiedy o miedzę przenoszą osadę;
Opuszczali mię ludzie, jak błogosławione
Ptaki, skoro podróżną odbyły naradę;
Opuszczały marzenia jako suchotnika
Nadzieja przy wyżółkłym słońcu października.
Nie płaczę; mam na sercu hardość, co się kwieci
Jak szczycąca się czaszek tysiącem demesza;
Sam stoję w polu życia, a nade mną świeci
Księżyc i nic nie trapi mnie i nie pociesza,
Bo czytam, jak w magicznej księdze, w gwiezdnym niebie
Rychło przyjdzie dzień, w którym opuszczę sam siebie.