Czaszka Jana Kochanowskiego

Tak! wydarła ją ręka profana
Czarnej ziemi, cichemu grobowi!
Gdzie przed laty była pogrzebana,
Wieczystemu zostawiona snowi
I szumiącej nad mogiłą lipie,
Co złociste pyłki kwiecia sypie.

Tak! wydarto ją dębowej trumnie,
Bez skrupułu i bez ręki drgnięcia,
W gabinecie umieszczono dumnie,
W zbiorze skorup bogatego Księcia,
Gdzie pudełko dano jej miast trumny:
Archeolog spełnił czyn rozumny.

Każdy bowiem z przychodzących gości
Może dziś się czaszce przypatrować,
Według guzów i zagłębień kości
O geniuszu zmarłego wnioskować,
A filolog zadumany śmiało
Może pukać w Mistrza czaszkę białą.

Tak! nad czaszką stałem długą chwilę,
Na mym sercu smutki posiadały;
Bom pomyślał, że nawet w mogile
Biedne kości ciszy nie zaznały,
Bom pomyślał w serdecznej żałobie,
Że to bajka — odpoczywać w grobie.

Bom pomyślał, że ludzie niektórzy
Ze szlachetnych uczuć są wyzuci,
Że niejeden kult umarłych burzy,
Zacne kości w mogile rozrzuci,
I memorii zmarłych przykro dojmie,
Dając słowem czci śmierci rękojmię.

Bom pomyślał, że naród mój dzisia
W zobojętnień utonął okresie,
Że udając wiecznie nabożnisia,
O zniewagę głosu nie podniesie,
Nie upomni się o święte prawa,
Jakie Ludzkość nieboszczykom dawa.

Stałem długo... patrzałem na głowę,
Co szesnaste zdumiała stulecie,
W Polszcze życie zaszczepiła nowe,
Po szerokim prowadząc ją Świecie,
Jako dziecko młodziutkie na pasku,
Pełna chwały, umnictwa i blasku.

Stałem długo... i myśli rozliczne
Wrzały we mnie: litość — oburzenie;
Ludzie, patrząc na kości antyczne,
Popadali w chwilowe zdziwienie —
Kilka pań się gdzieś w dali rozśmiało —
A me serce tak sobie szeptało:

Mości Książę! Piękne są obrazy
Do muzeów, rzeźby, Laokonty,
Statuetki i etruskie wazy,
Wskazujące sztuki horyzonty,
Wdzięczne freski szesnastego wieku,
Które mówią o dawnym Człowieku.

Piękne także staroświeckie zbroje,
Karabele i skrzydła husarza,
Na Turczynach zdobyte zawoje,
Pancerz, w którym Słońce się rozżarza,
Adamaszek, ornat różnowzory,
Słuckie pasy, gobelin, bisiory.

Alchemików tygle herrmetyckie
I gwiazdarzów miernicze przyrządy,
W pergaminach brewiarze antyckie,
Przenajświętszej Inkwizycji sądy,
Zdruzgotane w godzinie porażki...

Ale nigdy — wielkich mężów czaszki!
Onych mężów, co jako Kalchasy
Wychowują pokoleń dziesiątek —
I po wszystkie pozostają czasy,
Snując z siebie życiodajny wątek,
Którzy ludów są wieczystą chwałą,
Których serce wnuków ukochało.

Mości Książę! w imieniu sumienia,
Szlachetności, w imieniu narodu,
Wołam — nie krzywdź świętego Imienia!
Pogrzeb Króla polskiego rapsodu,
Pogrzeb szczątek minionych stuleci,
Który myślą jako Słońce świeci.

Po muzeach niechaj się nie tarza
Ten, co lutnię zdobył Kalijopy
I z Poezji zacnego ołtarza
Wzbijał wonie pod niebieskie stropy,
Co mamutem jest dla potomności,
Pełnej zwątpień i duchowej czczości.

Niech dzisiejszej doby Poetowie
Przyjdą z ludem, z matkami na czele,
W pogrzebowych kapkach na głowie...
Niech, pochodni zapaliwszy wiele,
Świętą czaszkę do grobu odniosą,
Łez prawnuczych skraplając ją rosą.

Niechaj ciągną poważnym szeregiem,
Pogrzebowe wyśpiewując runy...
Nad Bystrzycy niech ją złożą brzegiem
I uderzą w lir żałobnych struny,
Niechaj żebrzą chórem w smętnym trenie
O łaskawe, wielkie przebaczenie.

Niechaj czaszka rycerskiego Męża
Na rodzinnym spoczywa zagonie,
Gdzie jej gędźba szczękała oręża...
Niech ta czaszka przynajmniej po skonie
Znajdzie ciszy wieczystej zakątek
Pośród życia dawnego pamiątek.

Czytaj dalej: Do Stefana George'a, posyłając opłatek - Wacław Rolicz-Lieder