Że Bóg mi zamiast serca wmieścił w pierś organy.
Dlatego jestem w myśli cały rozśpiewany.
Dlatego wiersz kosztowny, niby adamaszek,
Rozkładam powłóczyście śród spółczesnych fraszek.
Dla siebie śpiewać pragnę, śpiewać i — nic więcej!
Pieśń tylko jako echo mając na pamięci:
Wdzięczniej brzmi wiersz w solenne zdobny samogłoski
Niźli poklask, z miast do miast płynąc, z wsi do wioski.
Są ludzie zbyt dalecy od ziemi i nieba:
Tym dla złudzeń doczesnych wonnych pochwał trzeba.
Nie wierząc w samych siebie, nie wierząc w uczucie,
W olbrzymie chcą zamieniać serca lilipucie,
I cieszą się, gdy złudne otrzymując państwo,
Oddają resztki dumy w zgardliwe poddaństwo.
Ja wdarłem się na skałę pięknej Kalijopy,
Gdzie od dawna ślad polskiej zatarł się był stopy.
Są, dla których obszerna półkula za ciasna,
Dla mnie wioska wystarczy mała, byle własna.
Miast międzynarodowy polor myśli dawać,
Wolę z sobą na jednej komnacie przestawać,
Nie skarżąc się na żaden zakres życia ciasny,
Bo umysł mój oddychać zwykł w przestrzeni własnej.
Nie ten mędrcem, kto gwiazdy pomierzył na niebie,
A talenty na ziemi, lecz kto zmierzył siebie.
Ma wszystko cel wytknięty: rzeka mknie do morza,
A człek do cmentarnego zdążać musi łoża.
Są jednak, których chwiejnie ma wieść krok nieprawy
Do chwał niewysłowionych i błękitnej sławy.
O sława! co jest sława? tylko dwie sylaby,
Na których się załamie człowiek w wierze słaby.
Kto sławy nie ma w sercu, ten jej nie zdobędzie,
A ma ją, który cnotę znał, zna lub znać będzie.
Jedni lubią się bawić na trefnym teatrze,
Ja bawię się najmilej, kiedy w siebie patrzę
I z ust, jak z muzyckiego niby instrumentu,
Sypię akord uśpionej ciszy lub tętentu;
I przy mej słownej gędźbie czuję, wiem i wierzę,
Że cały sam do siebie wyłącznie należę,
Jak wiersz ten, co dla ludzi nie jest i krytyki,
Ale dla mnie samego; dla mnie i — muzyki.