Niepotrzebnie sylaba pierwsza straszy ludzi;
Nie kradnie Kraków - tylko, że pieniądze łudzi.
Bez wielu się obejdzie rzeczy człowiek w domu,
Wiele ujźry potrzebnych, przyszedszy do kromu.
Idąc po lewej stronie Kamienice Szarej,
Między inszym towarem widząc okulary,
Chcę je sobie do oczu przybierać i z sporem
Pieniędzy do onego kramu idę worem.
Kupiłem okulary i puzderko na nie.
Widząc karty, w Bobowej i tych nie dostanie,
Wziąłem kilka tuzinów, przy zabawie może
Fortuna szczęścia życzyć. Kupię potem noże
Sobie w kości słoniowej, dla żony w koralu
Nożenki wybijaną robotą z blachmalu.
Wstydzi-ć się na bankiecie bawolego rogu);
Na cóż człowiek pracuje, porwon swój koszt
Bo Sobie potem obuszek, żenię kupię trzcinę,
Obaczywszy grzebieniarz, i tego nie minę,
Potrzebny jest i ścianę w pokoju ozdobi.
"Sługa płaci, a mieszek już bokami robi.
Więc rzymskie rękawiczki i pończoszki żenię,
Nuż dzieciom to i owo, co tylko na selenie,
Wszytkiego mi potrzeba, widzę i na stole,
A Francuz prezentuje, chwali, ile zdole".
Na ostatek kapelusz kupiwszy i bindę,
Wydam wszytko i z kramu bez pieniędzy wyndę.
Wtem deszcz. Opończe nie masz.
Kupcież ją co prędzej!
A sługa: "Mości panie, nie stało pieniędzy".
Idę przecie i moknę, już mi kapie z nosa,
Uprzedziła ozdoba potrzebę do trzosa.
Szedszy potem, śmiałem się sam z siebie w ostatku.
Żal mi było marnego pieniędzy wydatku:
Żyłżem ja bez tych rzeczy i mogłem żyć dłużej.
Niechże każdy, przez Kraków idąc, oczy mruży.