Idący gdzieś mąż z żoną po ławce przez wodę,
Ujźrą chłopa bez brody, co ongi miał brodę.
"Ba, wej, jak się nasz sąsiad wygoieł!" - mąż powie;
A żona: "Wzdyć to ostrzygł, a to znać po głowie".
Znowu ten: "Ba, ogolił!" - owa: "Ostrzygł!" - rzecze.
Tak długo między nimi owej było przeczę,
Aż od słów przyszło do rąk, aż ją zepchnął z ławy.
Już tonie, już się baba napiją Rudawy,
Już i z głową pod wodą na dnie łowi śliże,
Przecie palcami, rękę ukazawszy, strzyże.
Gdy się o tej sąsiedzi dowiedzą przygodzie,
Bieżą na dziw, a widząc, że przeciwko wodzie
Mąż jej szuka, wszyscy w śmiech, a ten rzecze: "Szkoda
Dziwić się! Wszytkoć, prawda, na dół niesie woda,
Lecz niewiasta, tak sprzeczna we Wszytkim z natury,
I po śmierci, rozumiem, płynęła do góry".