Ponad wzgórzem połogiem cyprysy, ciosane
gromem oraz podmuchem, i gaj pinij, blaskiem
ociekający złotym, poczem długi szereg
oliwek popielatych. O, gałązki białe,
falujące powierzchnią, doskonałe w szczupłych
bukietach! zwarte jak owoce rzeźby,
jędrne, dłótkiem toczone dokładnem w powietrzu,
attyckie! jak wstydliwe w łuku entuzjazmu!
Pędy dziewicze pory burzliwej młodości,
nawracacie w wspomnieniu zwartem, o, sylwetki
snów platońskich... Inwokacje srogie,
płoche, jak medal bity, ulotne źrenicy,
rozszerzonej widzeniem ku ładowi niebios.
Korzenie zagłębione w ziemię lekko-oschłą,
jak ducha lot. Koro delikatna! Ciszy
czujna i przez skowronki przebita w poranki;
godziny, które drgają na lirze rozpiętej
zieleni, o, dygocie nieskończony, żarze
spokoju; rezygnacjo wrześniowa w owocu
gorzkawym; i ty, drewno pastusze, otworem
melodji wzywające, wygięte, jak wargi.
Liściu owalny! w zjawy przestworu wplątany.
szczupły, niby sofizmat, skręcony w popiele;
bracie migdałów; trwała cierpliwości światła.
niezjarzmiona energjo, o, wrogu chaosu.
O, jedwabisty dźwięku fali utoczonej,
echo Morza i soli, ty, sedno poznania,
pojmane w więzy wiatrów i struny zadźwiękłej.
Zamyślenie przeźrocze! fosforze łodygi,
jako agat święcony w oku kociem! Nocy
ponadziemskiego łona! O, włócznio Pallady,
dotykająca zlekka źrałych pąków, aby
wytłoczyć moszcz tak tłusty, jak masło spienione,
natrzeć zdarte muskuły atletów i polać
dłonie, głodne poezji, zabłąkane w blasku.