Hymn do Afrodyty

Autorka:
Tłumaczenie: Alfred Szczepański

Na promiennym tronie usłysz me wołanie,
Afrodyto, Zeusa córo, dziewico;
Cna bogini, nad męką miej zmiłowanie,
Nad serca mego tęsknicą.

Zejdź ku umie, niebiańska, jak to nieraz bywa,
Kiedy od twego ojca z wysokości
Łaskawie się do mnie zniżasz, urodziwa,
Skoro twej wzywam litości.

Biali ptaszkowie wpośród wesołej psoty
Skrzydełek swoich, z słonecznej krainy
Ciągnęły z tobą twój rydwan jasny, złoty,
Na czarne, ziemskie niziny.

W lot byłaś przy umie i pytasz mnie, bogini,
Siejąc z twych oczu uśmiechy i blaski:
„Coż to serce twoje tak strwożonem czyni,
Że mojej aż wzywasz łaski?

Jakiemże pragnieniem miłosnem pierś wzbiera,
Kogo pożąda serce gorejące,
Od jakiejż to wzgardy dusza ci umiera
I skargi roni płaczące?

On cię unika? więc zaraz ścigać będzie,
Hardy był? teraz on cię będzie błagać,
W miejsce nienawiści miłość go posiędzie,
Choćbyś ty miała się wzdragać“.

Przybądź więc znowu i rozprosz czarne cienie,
Które mi biedne moje serce gniotą,
Nakarm tęsknicę, ucisz moje pragnienie,
Ratuj, błagam cię o to.

Czytaj dalej: Do kochanej kobiety - Safona