Nocna jazda

„Zamiast szczęścia dziki koń.“
Tom. Olizar. 




 Nad polami u nas nocą
 Złote gwiazdy się migocą.
 Niby nocnej sygnaturki
 Dzwoni w zbożach głos przepiórki,
 Skrzek koników, świerszczów wrzawy,
 Przepióreczkom wtórzą z trawy;
 Tędy chaty w cieniu lip,
 Tam mgła pląsa pasmem skib,
 Tu — jak tuman czarnych chmur —
 Zdala widno stary bór;
 Księżyc krwawo wstaje z jaru
 Niby łuna od pożaru.

Śpijcie twardym snem ujęci!
Dla was szkoda nocnych kras.
Śpijcie, żyjcie bez pamięci!
Koniu dalej! czas nam — czas!
W duszy boleść, w oczach skry;
Serce, stawka strasznej gry —
Pamięć, trumna chwały, strat; —
Myśl, latawiec przyszłych lat; —
W piersi ogień, a na czole
Marzeń wianek, sny sokole —
Koniu, dalej! ja na tobie
Setnem życiem żyję w sobie.

 Z tchnieniem wiatru pieśń się miesza
 Tam od wioski, tam od drzew,
 To z wieczornic wraca rzesza,
 I miłośny nuci śpiew.
 Szczęśni oni! koniu wrony
 Ciszej, ledziej, niech te tony
 Nakształt rosy pierś obsiędą,
 Może dla mnie wróżbą będą.

 Łza w mem oku, uśmiech w sercu —
 Klęknęż z tobą na kobiercu?
 Ty mi podasz białą dłoń?
 Grzmią organy, my w kościele
 Ręka w ręku; — ty aniele
 Okrążyłaś wiankiem skroń.

Boże! Boże! co ja marzę!!
Północ już na gwiazd zegarze —
Tam po chatach światła gasną —
W mojem sercu cicho — jasno —
Szmer nademną piór anioła,
Wonny pacierz szemrzą zioła,
Każde zda się „Kocham!“ woła.

 Koniu wrony w cwał — o! spiesz.
 Podkówkami ognia skrzesz.
 Do niej, do niej po za bór:
 Tam nad rzeczką biały dwór;
 Tam z pagórka szlak się zgina,
 Rajskie ptasze tam jedyna
 Tędy, tędy w bok po moście —
 Tam zmodlone z nieba gościę.

Ale darmo! stój, o! stój.
Szał mię uniósł koniu mój.
Biały dworzec z tąd daleko
Za błoniami tam, za rzeką.
A ja marzę, roję tak:
Że tam zlecę jakby ptak.
Choć bym zleciał — — — Boże, Boże!
Cóż, gdy serce me otworzę,
Gdy jej wyznam miłość całą,
Podaż ona rękę białą?
Podaż rękę, pokraśnieje?
Powież do mnie: „Miej nadzieję!“
Powież: „Kocham!“ czy odtrąci?
O! jak to się w głowie mąci —
Może każe aż w mogile
Zapomnienia znaleść chwilę —
W cwał mój koniu! w dal samotny
Pędzę jako wicher lotny.

 Straszno, dziko w nocnej głuszy!
 Gdybyż wydrzeć boleść z duszy,
 Gdybyż sercu ulżeć trocha,
 Co tak wre, tak kocha!
 Kiedyś przyjdzie zniknąć z bolu,
 Jak jęk niknie w pustem polu,
 Którym rozpacz szlocha.

Tyle jasnych skier na niebie — —
Gwiazdy, kto wam światła dał?
Wy jak ziarna, co po glebie
Doświadczony rolnik siał.
Wielkie dzieło skrytej dłoni!
Wzrok zdumiony ku wam goni,
A w natchnienia blasku dusza
Słyszy jak się świat ten rusza.
Ale gdzież ma droga, gdzie?
Myśl jak sokoł w dal się rwie —
A tam środkiem mleczna rzeka
W poły kraje niebios łan;
Skąd wypływa? gdzie ucieka?
Siejbę kiedy zbierze Pan?

 W cwał mój koniu, dalej w cwał!
 Księżyc błysnął z poza skał;
 Włos mu śrebrny spływa z głowy:
 Siejby pańskiej to polowy;
 Nocą schodzi cały łan,
 Czy gdzie szkody nie ma Pan.
 Teraz tędy, przez tę błoń,
 Skąd wiatr taką niesie woń,
 Środkiem kwiecia, trawy, w dal,
 Gdzie się rosa skrzy jak stal,
 Gdzie się iskrzą łany całe
 Jak by wojska zmartwychwstałe.

Lecę, lecę, konia grzywa
W koło szyi gnie się, pływa,
Za mną wicher dziko śpiewa.

 Przy ogniskach nocnych straże:
 Obóz, działa, tam husarze,
 Tam pancerni, tam kozactwo,
 Król, hetmani, całe bractwo.

 — Witam bracia! o! i u mnie
 Dwoje skrzydeł sterczy dumnie,
 Twarde piersi, silna ręka,
 Broń ostrzona z boku szczęka —
 Lećmyż, lećmy w cwał! na boje
 Bronić czyste gniazdo swoje.

Kto wytrzyma tej potędze?!
Lecz gdzie hetman — on, w siermiędze?
Miejsca, miejsca! dlań na przedzie,
On w bojowy tan niech wiedzie!

 Koniu! gdzież my się zagnali?
 Tam mogiły widno w dali;
 Na mogiłach z dawnych lat
 Śpiącej sławy rośnie kwiat.

Za wiek trudów tylkoż tyle?
Wonny kwiatek na mogile?
Stój! niech ujrzę smętny kwiat
Co tu z dawnych rośnie lat,
Niech go spytam co nam z dala
Na brzeg rzuci czasu fala.

 Gdybyż teraz, o mój koniu,
 Ten zachodni, ciepły wiew
 Zawiał pieśnią po tem błoniu,
 Słodką jak piastunki śpiew:
 Co to dziecku przyszłość wróży
 Drogę do niejednych bram;
 Orli żywot światła, burzy —
 Ach! ja jedną taką znam.


Kiedyż, kiedyż przyjdzie czas?
Krzywda rośnie jako las;
Z polskiej siejby serca rosną
W miłość, jako kwiaty z wiosną;
Hart i mądrość w ducha toni,
Ktoż podniesie głos: „do broni!?“
Krew jak polny kłos dojrzewa,
Kiedyż dadzą hasło żniwa?!

 W cwał mój koniu! ciskaj skry —
 Serce, stawka strasznej gry;
 Pamięć, trumna chwały, strat,
 Myśl — latawiec przyszłych lat,
 Koniu! dalej; ja na tobie
 Setnem życiem żyję w sobie.
 ...........
 Cyt! tam błyska ranna zorza;
 Ranna zorza, wróżba boża.

 1857.

Czytaj dalej: Hymn polski - Mieczysław Romanowski

Źródło: Poezye Mieczysława Romanowskiego, Mieczysław Romanowski, 1863.