Biały jaśmin zapachniał w ogrodzie —
Wy pytacie, czemu zbladłem na twarzy?
Dusza drży mi, jak światło na wodzie,
I o dawnych czasach drżąca marzy....
W jednej wiosce była panna młoda —
Ciemne oczy, a w oczach pogoda,
I twarz miała tak bledziutką, białą,
Jak konwalia, co drży po nad skałą.
A tak cicha i dobra, jak mało,
A niewinna tak, że się zdawało,
Że anioł stróż skrzydłami drżącymi
Wciąż ją w niebo unosił od ziemi.
A chodziła ubrana bielutko,
I lubiła o słońca zachodzie
Pod jaśminem siadywać w ogrodzie
Na kamiennej ławeczce z robótką.
I jam lubił wśród takiej godziny
Z mego okna patrzeć na jaśminy,
Patrzeć na nią taką czystą, białą,
I patrzenie mi za pacierz stało.
Ale krótko było szczęścia tego,
Bo nim z dworu wyjechał onego,
Ona panna umarła za młodu. —
W wielkiej sali, pomnę, od ogrodu,
Tam leżała, jako zawsze biała,
I jaśminy naokoło miała.
A twarz martwa, w ciemny włos osnuta,
Była jakby z alabastrów kuta. —
Dwa dni całe przy jej trumnie stałem,
Na jaśminy i na nią patrzałem.
Aż gdy mi ją z przed oczów zabrano,
Gdy mi brakło anioła na ziemi,
Pod jaśminy chodziłem co rano,
I płakałem za nią razem z niemi. —
Odtąd czuję ją w jaśminów woni,
I ze smutkiem myślę wtedy o niej. —