Odkąd jednego obraziłem z aniołów,
Odleciał spokój precz,
I smutek piersi gniecie, jak ołów,
I wyrzut kole, jak miecz.
Głowę ku ziemi pochylam biedną,
Nie śmiem ci spojrzeć w twarz;
Lecz mnie posłuchaj choć chwilkę jedną,
Jeżeli litość masz. —
Był człowiek, co miał ptaszynę cudną,
Cudownie piękną miał,
I tak ją kochał, że bardziej trudno,
Życie by za nią dał. —
Raz kiedy pieścił ją jedyną,
I z nią rozmowy wiódł,
Strzał pierś mu zranił i on ptaszynę
Z bólu w swych rękach zgniótł. —
Zapytaj luba o to twe serce
Winnym on był, czy nie?
Czy trzeba karać tego mordercę — ?
A wtedy — ukarz mnie. —