Z zagadnień szopenhauerowskich

Czemu się z dawna kłamstwo dyplomacją zowie?
Kto ma zmysł spostrzegawczy niech na to odpowie.
Dalej dobrzeby wiedzieć, czem jest polityka,
Bo twierdzą, że ostatnia wojna z niej wynika.
Jeżeliby to prawdą miało być istotną,
To nacóż nam poznawać tę sztukę przewrotną.
Co znaczą grzeczne słówka, w których zdrada gości,
Lepsza prawda niż słodycz obłudna w miłości.

* * * *

Udręczona myśl moja w wojennej zamieci,
Niechaj na inne tory coprędzej uleci:
Tam, gdzie światło nauki daje nam wytchnienie,
Spokój i równocześnie wojny zapomnienie;
Przeto do filozofów zwracam się mądrości
Po siłę i otuchę w życia samotności.

* * * *

Filozof Schopenhauer, któremu hołduję,
Pisze, że polityka charakter nam psuje.
Zwolennik ten pokoju, wróg wojennej sprawy
I głęboki psycholog miał charakter prawy.
Głosił rzeczy o bycie z prostotą szczerości,
Wzruszał bez deklamacji, strzegł się zawiłości.
Wierzyl w swą siłę twórczą, nie zwątpił w zwycięstwo,.
Gdy zawód go spotykał — ratowało męstwo.
Szedł do doskonałości raz obranym torem,
Czerpiąc z własnej inwencji, gardził wszelkim wzorem..
Mówił, że liczne książki pójdą w zapomnienie,
Przetrwają — w które autor przelał swe cierpienie,
Wcielając się w swe dzieło bez względów, obawy,
Bo człowiek to męczennik swojej własnej sprawy.
Książka duszy zwierciadło — autora odbicie,
Gdy pisze krwią i łzami, przelewa w nią życie.
Więc chwytając za pióro, wyrażaj się jasno,
Bo gdy błądzisz w ciemnościach, już twe światło zgasło.
Styl zawiły to zwykle symptom nieszczęśliwy,
To objaw myśli chwiejnej, o treści wątpliwej.
A co odczute szczerze, oddźwięk znajdzie zawsze,
Wchoflzi w mózg człowiekowi i wpływy ma zbawcze.
A że zawartość prawdy często grozę mieści,
Toż problem egzystencji podobnej jest treści.
Niezrozumiały autor powinien to wiedzieć,
że gdy mówi niejasno, nie wie co powiedzieć.
I tacy to najczęścej siebie okłamują,
A z ubóstwa twórczości drugich oszukują.

* * *

Staranność stylu dawniej miano za etykę.
Platon aż siedem razy pisał „Republikę",
Bo czem bywa ojczysty język dla narodu,
Tern jest styl dla autora — to dogmat zawodu,
Stanowi fizjognomję rozumu, bo działa,
Jest wierniejszem odbiciem niż sam wygląd ciała.
Naśladownictwo drugich znów maską na twarzy,
Szanujący się autor brać jej się nie waży
I choćby była piękna — życia pozbawiona,
Lepsza własna przeto, niż maska upstrzona.
Brak stylu sam już zdradza rozumu miernotę,
Rzuć książkę, co w ciemności ma cię wieść ochotę.
Czytuj takich pisarzy, którzy korzyść rodzą,
A nie autorów, którzy po manowcach chodzą.
Myśleć z pierwszymi ulga, bo w postępu progi
Wiodą cię, gdzie sam jeden nie znalazłbyś drogi.
Goethe mawiał, gdy Kanta przeczytał stronnicę,
Że jest w pokoju jasnym, gdzie jarzą się świece.

Schopenhauer Platona, Kanta przestudjował,
Na nich swą filozofję oparł, ugruntował.
Czytanie, mówi cłałej, to myśli poddanie,
Kto przywykł cudzy rozum brać w opanowanie.
On trzyma ją na wodzy. Dróg tysiące mamy.
Jedne wiodą do celu, wśród drugich błąkamy.
Czytać wtedy, gdy nasze źródło umysłowe
Bić przestanie — najtęższą to nawiedza głowę.
Lecz brać książkę, miast ufać natchnieniu własnemu,
To byłby grzech przeciwko Duchowi Świętemu.
Czytać trzeba autorów, których słuszna rama
Zaciera słowo, tylko rzecz zostaje sama.
Myśl każdą poprzedzają wpierw jakieś obrazy:
Imaginacja — siła to, co równoważy
Myśli, bo co się pisze — winno czytelnika
Pobudzić intuicję, skąd ta myśl wynika.
Filozof ów wykazał, że można być jasnym
Oraz niemniej głębokim, szczerym a nie ciasnym.
Styl, treść, dokumentuje już o swej wartości,

* * *

Niejasność znów dowodem braku głębokości.
To też w godzinach smutku, zadumy serdecznej,
Czytam jego .Parerga" mądrości odwiecznej,
Które na papier przelał przez boże natchnienie,
Jak gdyby był przewidział wojny spustoszenie.
Czytając „Boleść życia“, tę trzeźwą rozprawę,
Że: „Chcieć żyć — to wysilek“, tak tłomaczy sprawę
Pojmuję dziś doniosłość tego orzeczenia,
Widząc wojny plon straszny z zanikiem sumienia.
Ty, który czujesz więcej, do cierpieniaś skorszy,
Wzbogaciłeś się wiedzą — ból twój stokroć gorszy.
Trzy formy masz życiowe, w wyborze twa dola.
Pierwsza od wieków jedna: Energja i wola.
Druga: Wiedza i siła. Ujarzmianie woli
To przywilej geniusza, ale niemniej boli.
Trzecia: Letarg i zanik znów woli człowieka,
Co bezcelowo w nudzie za czemś w życiu czeka.
I w tym bezkresie smutku jakaż wy jścia droga?
Ludzkość trwa w swej omyłce, co od wieków sroga.
Wierzymy, że cierpienia przyczyna w nas leży —
ł gdyby nie ta pewność, która w nas tak mierzy,
I możność wykluczenia była fatalności,
Mniejby jedno nieszczęście było dla ludzkości.
Przed bólem życia człowiek, choć szuka obrony,
Nie ujdzie! Gdy zbiegł z jednej, wpada z drugiej strony.
Na samym wstępie wszyscy już szczęścia pragniemy,
Ciesząc się tą nadzieją, że ją posiądziemy.
Lecz z czasem doświadczenie uczy, przekonuje,
Że szczęśliwości tutaj nikt nie uzysku je.
Natomiast ból, cierpienie to droga wskazana,
A radość, szczęście stałe to fata morgana.
Widoczna tylko zdała, gdy się doń zbliżamy,
Znika i prócz zawodu nic zgoła nie mamy.
Cierpienie, boleść życia, towarzysze stali,
Godzą w nas nie czekając, byśmy ich szukali.
Stąd wiemy, że najlepsze, co nam świat dać w stanie —
To byt cichy i znośny na tym ziemskim łanie.
Gdy tern zadowoleni, więcej nie żądamy,
Już sporą dozę szczęścia sobie wywalczamy.
Każdy z nas ma już zdolność, jak znosić cierpienie,
Bo potrzeba, by miara miała dopełnienie.
Jeden ugodzon wielką boleścią, nie zważa
Na Małe, znów innego już przykrość przeraża.
Trzeci w braku prawdziwych stwarza urojone,
Lecz każdy płaci trybut — tak już przeznaczone.
Mądry poznał, że zawsze czegoś pragnąć będzie,
Dąży i goni za czemś, czego nie posiędzie
I wie, że nie porzuci owego pragnienia
I żyć będzie w rozterce swego przeznaczenia,
Lecz już w zgodzie ze sobą z melancholji cieniem,
Bo choć szczęścia nie zyska, oswojon z cierpieniem.

* * *

Cnotę szanować każe, bo ta ludzkość zbawi,
Za najcenniejszą z wszystkich cnót litość on sławi,
Bo ta sympatja ludzka najbliższa jest Boga,
A kto jej w sercu nie ma, temu ludzkość wroga.
Ona sama rozstrzyga i z sądem nie zwleka,
Bo serce, a nie rozum to wartość człowieka.

* * *

Szczęścia się nie oblicza ni wpływem wywiera,
Bo to uczucie tylko i czas je zaciera.
Życie przynosi ze sobą wysiłek, zmęczenie,
A odpoczynek niesie chwilowe wytchnienie,
jest jeszcze jedna siła — namiętnością zwana,
I każdy żyjąc, cierpi z rąk tego tyrana,
Dopóki jej nie wyrwie z serca i pamięci,
Nic ziemskiego pokoju tutaj nie uświęci.
Miłości słodkie więzy, to sidła są tylko,
Przecierpieć musisz lata, a rozkosz trwa chwilką.
Czy problem „Bólu życia" tak zilustrowany,
Podług Schopenhauera ludzkości podany
Trafny? Osądźcie sami. On pisząc, malował,
Co wyniósł z treści życia, co z marzeń pochował,
A filozof ja jego dziełem uczciwości,
I dla niej przekazany został potomności.

Czytaj dalej: W noc wigilijną - Maria Paruszewska

Źródło: Moje pieśni, Maria Paruszewska, 1934.