Wróżył poeta kwiatkowi w ogrodzie,
Że zmarnieć może na zimowym chłodzie,
Na to kwiat śnieżki: „Wszak wzrastam wśród lodu,
Nie straszną zima pod śniegiem ogrodu.
„Gdybym był ptakiem, trzymałbym sic: stada,
„Tam, kędy życiu nie grozi zagłada
„l strzegłbym skrzydeł, szukał w nich pomocy,
„By krew nie skrzepła podczas mroźnej nocy.
Poeta rzecze: „Mój ty kwiatku biały,
„Nie masz skrzydełek... Nieba ci nie dały
„Lotu, byś marzył o dalszej podróży".
— „Przeto sic lękam i wichru i burzy."
Poeta na to: „Więc uchodź z ogrodu,
„Gdzie krasę ściera ostry wiatr zachodu,
„Chodź do cieplarni, gdzie mirtowe drzewa
„Ogrodnik stale świeżą wodą zlewa".
A kwiatek drżąco: „Tyle zim przetrwałem
„I chociaż życia cieplarni nie znałem:
„Tu chcę pozostać, a nim słońce wstanie
„Ja pierwszy Stwórcy składam powitanie.
Bo słonecznego użycza mi blasku,
„Abym nie zmarniał gdzieś na żółtym piasku.
„I dobrze mi tu w odludnym ogrodzie,
„Nie bój się o mnie, nie zasnę w tym chłodzie.
„Prędzej dłoń ludzka zerwie mię tu skrycie,
„Niźli ja w zimie utracę me życie."
Źródło: Moje pieśni, Maria Paruszewska, 1934.