Ziemio, ty coś nam była matką karmicielką,
Ojczyzną i ostoją na omem zagonie,
Co się zrobiło z twoją misją świętą, wielką,
Ze aż bezdomnych tylu? — Dach nad głową płonie.
Ziemio! tyś przecież matką, nie macochą naszą,
Patrz — zamiast złotych kłosów, zgliszcza i ruiny,
Wróg spalił i zmarnował całą przestrzeń Łaszą,
Rodacy — nędzarzami, kalekami syny!
A na twojej powierzchni widne tylko groby,
Gruzy i rumowiska pokryły cię całą,
Nie ma domu, ni strzechy, by widmo żałoby,
Nie wkradło się do serca pod nieszczęść nawałą.
Gdzie dawniej łany zboża, poszczękują bronie,
Na miejscu wozów żniwnych, wloką się armaty,
Przy pługach łuby tylko, a przy pułkach konie.
W powietrzu świszczą kule, szrapnele, granaty.
Ojczyzno nasza droga, dziś świeży cmentarzu,
Na którym tyle mogił i krzyżów się jeży —
Czy nie dość krwi i czynów na ofiar ołtarzu?
Kiedy wzniesie się naród, co w ciebie tak wierzy?
Wśród całopalnych dymów, w morzu łez, płomieni,
Z godnością bohaterów dziś brzemię dźwigamy,
Matko tylu tułaczy, niech się los odmieni,
Bo prócz Boga i Ciebie nic zgoła nie mamy!
A Polska nasza płonie, spustoszona cała,
Jej rola krwią przesiąkła, kulami zorana,
Matko! ziemio rodzinna, tyś nie ocalała,
I znów na krzyż przybita — choć tak ukochana.
Wiele czasu upłynie, by cię odbudować,
Zanim znów do dawniejszej powrócisz świetności.
Bóg ciebie i nas tylko może uratować,
Bo losu przeznaczenie w rękach Opatrzności.
Źródło: Odgłosy wojenne, Maria Paruszewska, 1917.