Uściskany, opłakany,
I na progu i za progiem,
Został Pimpuś pensjonarzem
Sławnej szkoły „Pod pierogiem”.
Zrazu żal mu nieco było
Żegnać tatę, żegnać mamę;
Popłakiwał nawet sobie,
Gdy zamknięto za nim bramę.
Lecz się wkrótce rozweselił,
Na wysokim siadłszy stołku,
Gdy zobaczył pełen talerz
Smakołyków na podołku.
Mama kotka mu kupiła,
Tato biczyk i piłczkę,
Więc choć łza się zakręciła,
To ot tylko tak... troszeczkę.
Ale państwo Sadełkowie,
Ci utulić się nie mogą,
I miłego jedynaka
Opłakują, idąc drogą.
Już im z oczu znikła szkoła
Z ogrodzeniem swem zielonem,
A to on, to ona staje,
By zamachać choć ogonem.
Tak ów żeglarz, gdy na łodzi,
Od miłego brzegu płynie,
Chustką na znak wieje białą
Przyjaciołom i rodzinie.
O nie wiedzą tego dziatki,
Jaka po nich pustka głucha,
Gdy do próżnej wszedłszy chatki,
Matka staje, patrzy, słucha...
Słucha wiatru, co przelata,
Po szerokim wiejąc świecie,
Czy jej wieści nie przynosi?
Czy nie tęskni miłe dziecię?
Późno w nocy siedzi, duma,
Na samotnej chaty progu,
Aż w opiekę odda świętą
Oddalone dziecię Bogu.