O serce moje, czemuś tak znękane,
Że nie chcesz przyjąć ni słówka pociechy?
Czyli dla tego, że twe sny różane,
Że twe marzenia, twe łzy i uśmiechy,
W szarej przepaści leżą zdruzgotane,
Jakby za łez tych pokutując grzechy,
Że były darmo, tak hojnie rozlane!
O grzech zaiste, że tą rosą jasną,
Tą rosą niebios zimne głazy zlewam,
Te głazy, które duszą swoją własną
Unieść nad poziom próżno się spodziewam,
Darmo! — choć z próżnych wysileń omdlenia
I serce ziębnie i uczucia gasną.
O, ziębnie serce choć ogniem płonęło,
Ogniem nadziei, wiary i miłości,
Lecz, gdy tym ogniem na świat wybuchnęło,
Skonała miłość na widok podłości!
A świata tchnienie tak zimnem wionęło,
Że ścięto lodem płomienie młodości!
Jak młode orlę szlachetne i śmiałe,
Co jeszcze nie zna zawiei północy,
Pierwszy raz skrzydeł doświadczając mocy,
Ku słońcu siły swe wytęża całe,
A wtem strzał pada! — krwawi pióra białe
I wzrok promienny kirem kryje nocy!
To los mych uczuć, co skrzydłem sokoła
Siebie i drugich w niebo wznieść pragnęły,
Aby natchnieniem zabłysły ich czoła,
Aby ich piersi cnotą odetchnęły!
A dzisiaj, dzisiaj! — o, któż pojąć.
Zdoła Boleść, dziś losy loty me zwichnęły...
Z odmętów morskich sterczy ostra skała,
Na niej kwiat szczęścia jutrzenką się płoni,
Widzę jak k' niemu dąży ludzkość cała,
Jak jedni drugich spychają do toni,
Aby im większa nadzieja została,
Że się kwiat szczęścia ich dostanie dłoni.
I cóż zyskają tą walką daremną,
Która utrudzi bratobójcze ramię?
Jeden za drugim w otchłań tonie ciemną,
Każdego siłę samolubstwo łamie,
A każdy z trwogą patrzy w toń podziemną.
Bo dłoń każdego broczy krwawe znamię.
O, gdyby w wspólnej miłości objęciu
Po ów kwiat szczęścia z nadzieją dążyli,
O gdyby sercu, tkliwemu dziecięciu,
Choć raz ukochać bliźnich dozwolili,
Kwiat ich miłości posłuszny zaklęciu,
Rajskąby wonią oblał ich w tej chwili.
Me inaczej, ach, biedni szaleńcy!
Próżne nadzieje, daremne marzenia!
Wiecznie pragnący, wieczni potępieńcy,
Wieczni mieszkańcy krainy cierpienia!
Skroń zakrwawiacie cierniowymi wieńcy,
Pierś wam zakrwawią jęki i westchnienia!
Precz z tym widokiem cierpiącego świata!
Przez który cierpią i serca bez winy,
Dłoń bowiem jego, w katusze bogata,
Rozdaje hojnie męczeńskie wawrzyny, —
Gdy zaś czyj umysł po niebiesiech lata,
Tem bardziej cierpi wśród ziemskiej dziedziny.
A więc spokojnie z czołem nieschmurzonem,
Iść przez to życie, jak przez step milczący,
Z zakamieniałem na pociski łonem,
Z zimnem spojrzeniem, jak posąg żyjący,
Bo świat ten nie wart, by w sercu skrwawionem
Grot mu okazać tajnych cierpień tkwiący!
1870
Źródło: Wiersze liryczne, Maria Bartusówna, 1914.