Rozbita harfa monarchy psalmisty,
Wodza nad męże, niebiosom miłego,
Przez zdrój muzyki łez święcona czysty
Co wlała w nią boskie tchnienie ducha swego;
O płaczcie! płaczcie, niech z oczu łzy biega.
Ona, żelazne zmiękczając natury,
Budziła dotąd nieznane w nich cnoty;
Gdzie słuch nieczuły lub duch zimny, który
Nie wrzał z nią ogniem, nie odczuł tęsknoty?
Moc Dawidowa to pieśń, nie tron złoty.
Ona sławiła królów naszych czyny,
Lub brzmiała hymnem ku chwale Jehowy,
Radość wstrząsała góry i doliny,
Wyniosłe cedry chyliły swe głowy,
Aż pieśń wróciła w swój kraj lazurowy.
I odtąd ton jéj dla ziemi zaginął,
Chyba pobożność, lub miłość, jéj dziecię,
Podniecą ducha, by skrzydła rozwinął,
Zasłuchan w dźwięki z nieb, tonąc w snów świecie,
O sny, co z brzaskiem dnia już nie pierzchniecie!