Spotkałam ją, gdy szła po schodach
Na piętro sto dwudzieste drugie.
Była zmęczona, niezbyt młoda,
A do wieczora jeszcze długo.
Nosiła paczkę z żelazkami,
Aparat do suszenia włosów.
Ciężko stukała obcasami
W niewysłowienie smutny sposób.
Mijała z trudem każdy stopień,
Jak w nieskończoność rosły schody.
Szła tak już lata, zawsze, co dzień,
Tak samo w słotę, jak w pogodę.
I wciąż tak samo i niezmiennie
Dzwoniła do sennych ruchem.
I uśmiechała się uprzejmie,
choć słabe serce biło głucho.
I znowu idzie w dół po schodach —
Choć czasem wprost nie może więcej.
Jest już zmęczona i niemłoda,
A stopni chyba sto tysięcy.
I rosną stopnie, rosną piętra,
W górę wieżycą, w dół przepaścią —
I czyha zmora niepojęta:
Przestrzeń z rozwartą, głodną paszczą.
Źródło: Niedokończony dom, Lola Szereszewska, 1936.