Szkoła

Na oknach pelargonie ceglastym rozkwitły rzędem,
spójrzcie: dach ponad szkołą czerwony jak pelargonia,
na białym murze cień śliwy dzieciom się kłania z urzędu,
a dzieci idą w podskokach, uśmiechy niosą w dłoniach.
W górę rzucają książki i cienkie okrzyki ptasie,
niebo mają w źrenicach, a włosy jak piasek i ziarno.
Podobne doniczkom na oknach, szeregiem usiądą w klasie,
wpatrzone w sypką kredę i gładką taflę czarną.
I oto pierwszy krok ludzki na drodze wtajemniczenia
w krainę formuł magicznych i czarnoksięskich poczynań —
oto z za czarnej tablicy szyderczo śmieje się Chemia,
a Wiedza w masce gazowej tańczy w podrygach i drwinach.

Rozsiadły się dzieci szeregiem, dzieci rumiane i blade,
przyszły przez łąki i błota, a pachną sierścią zwierzęcą,
śni im się księżyc zielony, co gruszki z sadów wykrada,
kiedy malują w zeszycie śmieszne litery dziecięce —
śnią im się gniazda w gałęziach, a w gniazdach jaja pstrokate,
kiedy bełkocą obłędnie refren tabliczki mnożenia —
śnią im się maki rozgrzane, wplecione w suchy kształt daty,
a elementarz przesłania dąb żołędziami i cieniem.
Naraz nabrzmiewa za oknem warkot, spiralną drżąc linią,
zbliża się echo wojenne, głucho wzrastając bez przerwy —
dzieci do okien i patrzą: nad szkołą ptak z aluminium,
a za nim drugi, dziesiąty — to nic, to tylko manewry.

Wracają dzieci ze szkoły. Krew tętni im miękko, lirycznie,
radość zielonym brzmi krzykiem i śmiech się zrywa do lotu —
Gonią się dzieci przez pola do mety murów fabrycznych.
Mury są wyższe niż szkoła. To fabryka kulomiotów.

Czytaj dalej: Lipiec - Lola Szereszewska

Źródło: Gałęzie, Lola Szereszewska, 1938.