Pieśń o dłoniach

Co jest zwy­kłe - czym się wte­dy sta­je?
Prze­mie­nio­nym od­bi­cia­mi ru­cza­jem,
prze­mie­nio­nym ob­ło­ka­mi sło­wem
lub skle­pie­niem świa­tła ró­żo­wem,
tak jak dło­nie, któ­re w cie­bie nio­sąc
pta­ki - będą echem gło­su.
O! jak róża roz­dmu­cha­na z wol­na
roz­kwi­ta­ją. Ileż w nich ob­ra­zów,
gdzie na łą­kach peł­nych s reb mych zwie­rząt
cia­ła dwa jak wę­giel sen swój ża­rzą
na­sy­ca­jąc się i nio­sąc w sie­bie
krwa­wy ob­łok pło­ną­cy na nie­bie.
Oto one. Pod nimi roz­pię­te
wszyst­kie noce j dnie. Jak ko­ścio­ły
są skle­pie­niem im. A ta­kie świę­te
jak mil­cze­nie - nad­świa­tem - z anio­łem.
I choć są jak pta­ki zdję­te z chmu­ry,
ru­chem skrzy­deł unio­są góry.
W nich ukła­dam się - jak w ser­cu zie­mi,
niedź­wiedź bu­rzy na sen wiecz­ny zwi­ja
kłąb bru­nat­ny pio­ru­nów. Nad nie­mi
noc jest tyl­ko, co gwiaz­da­mi mija.
Dło­nie, dło­nie ró­żo­wej mu­zy­ki,
wy jak drze­wa, Z któ­rych srebr­nym pu­chem
ptak czy ob­łok znów się zry­wa - du­chem,
z ru­chów któ­rych las pro­mie­ni wscho­dzi.
Dło­nie snów i śmier­ci, i na­ro­dzin,
z któ­rych bio­rę to, co nie ma na­zwy,
co pły­nie­niem w oczy bia­łej gwiaz­dy,
co się szu­mem za­my­ka nie­śmia­łym
w musz­li - bę­dąc zie­mi kształt doj­rza­ły.

Czy­taj da­lej: Pisz do mnie listy – Krzysztof Kamil Baczyński