Wprost, na przełaj, przez pola zardzewiałe zmierzchem
pojedziemy w głąb nocy, smutni Don Kiszoci,
po to tylko, by kiedyś (może w baśni progu)
rozerwał nam świadomość zabłąkany pocisk
Nasze istnienie cierpkie jest, na pół przytomne,
czekające na nowość - nastanie nieznane.
Lękiem w noc wyczekiwań serce pięścią bije,
nie wie, czy błądzić dalej, czy czekać na ranek.
Wiatraki rozszalałych, wirujących myśli
drą nam jaźnie purpurą, powstających godzin.
Los nasz tętni, za słońca ukryty zachodem,
zbudzi się może szczęściem w jutrzni słońc narodzin.
Szczęścia jest tylko tyle, ile go wymarzysz,
kiedy ręce ugrzęzną ci palcami w błocie.
Ty!... pamiętaj o baśni, co cię kiedyś zbawi,
lecz nie walcz o nią z ludźmi, smutny Don Kiszocie.