Oddechami czas wymierzam po kropli
do retort istnień wybuchających naokół.
Dalej smutku gubię pieśni czerstwych oceanów.
Głęboko -
- opadają porty skwarnych nawiedzeń zieleni.
Ciężej oczy odchodzą od łanów
od dni przytajonych pszenicą ciepła.
Odetnie mnie dalej deszcz każdy jak czarny chrzest.
Gdy noc w powietrzu jak lustra zakrzepła
da się krajać:
wąskimi diamentami łez.
Wszyscy
bezsenni podchodzą do wystaw moich oczu.
Ciemniej przygasa każde odbicie oblicz
szkłem balansują w śliskich sznurach wzroku
na mym spojrzeniu jak na wąskiej grobli.
Nic to
pancerz dni już mnie przekuł i okuł
jak dzwon bez serca.

Czytaj dalej: Bajka - Krzysztof Kamil Baczyński