Jakie brzegi nieśnione potrącałeś wiosłem?
Oto w dolinach czarnych rzeki z ognia płyną.
Do takich to nas potęg zwykłe dni poniosły.
Takim to dniom oślepli wołaliśmy: przybądź?
Jakże nam, przyjacielu, wynieść wierszy lotos,
biały i nieśmiertelny od hosanny proroctw,
przez stal czerwonych czołgów, przez kolumny młotów,
przez lęk płonący żółto najstraszniejszym porom?
Jakże nam, przyjacielu, wrócić w cienie lip,
w czarnolasy, w krajobraz nadobnych motyli?
Oto z twarzą w gorączce przywarłą do szyb
jakże dzień z innych zdarzeń nad trwogą nachylić?
Jakże nam, przyjacielu, iść w niebieski park,
w chmury czarnych upiorów. Zmieniamy się w kamień,
wpatrzeni w ranny trójkąt jakichś obcych warg,
w poezję, która z wolna umiera wraz z nami.
dn. 15. XII. 1940 r.