Kłamstwo o męce

...Twój list ostatni pieśń mi bałamutną
Śpiewał, o szyby okien bijąc płaczem,
Żem usiłował twarz uczynić smutną;
Twe łzy, jak ptastwo za ślepym puhaczem
Leciały z duszą mą... Mam twarz jak płótno,
Białą od tęsknot niewiadomo za czem.
Twój list mi w rękach łkał i tak zdradziecko
Do rąk się tulił, jak spłakane dziecko.

Ty listów płakać nie ucz! Znam te posły,
Które udają, że je rozpacz wiodła,
I że anielskie tu ich skrzydła niosły.
Słoneczne w łodzi poskrywawszy godła
W morze łez biją skrwawionemi wiosły,
A w żagle dmie im śmierć, z przerażeń podła.
Lecz kiedy piersi rozkrwawią kotwicą,
W twarz biją, oczy rażąc błyskawicą.

Więc ciebie męka żre?! A cóż mnie o to!
Chcesz nad Chrystusa być i jego mękę
I za nic ważysz aureoli złoto?
Chrystus od krzyta mógł oderwać rękę,
Lecz oszalały był swych mąk tęsknotą,
I mówił światu szeptem ust podziękę
Za tę rozkoszy rozkosz, co mózg toczy...
A ty bryznęłaś mi krwią w dobre oczy!

Twój krzyk mi wszystkie echa zbudził w domu,
Którem ja z trudem uśpił słów słodyczą,
Albowiem łkały wszystkie, choć nikomu
Zła nie czyniłem. Teraz łzami krzyczą
I piersi sobie ranią pokryjomu
I niewiadome jakieś krzywdy liczą,
I jakieś czynią nademną narady,
Żem od śmiertelnej trwogi jak śmierć blady.

Mękę rzuciłem tobie w pierś?? Przez Boga!
Jam ci chciał przecie światło zlać na głowę,
Przez mękę bowiem jest słoneczna droga:
To wiem, bom sprawy śledził chrystusowe.
I chociaż we mnie szalała pożoga,
Męki ci wiecznie wymyślałem nowe,
Którem ci potem dniami słał i nocą —
A ty mnie wleczesz dziś na sąd! — I o co?!

Bóg rozkołysał wszystkie swoje dzwony,
Aniołom kazał bić we wszystkie serca,
A płaszcz mu słońce podało czerwony,
Aby siał trwogę, czynów swych szyderca.
Więc ty na sądy aż przed takie trony
Z męką chcesz swoją iść... Aż do kobierca,
Który rzuciły płatem w dal niebiosy?!
— Idę, lecz ciebie będę wlókł za włosy.

Ja z własnych ramion ci stawiłem krzyże,
Byś mogła białą swą krzyżować duszę;
ja na męczeńskie cię wywiodłem wyże,
Chytrze udając złe Faryzeusze,
Kiedym ci w oczy pluł... Anioły chyże
ja zwoływałem, by ci się katusze
Anielskie zdały. I ja darłem szaty,
Kiedym już twoją męką, był bogaty.

Więc czemu dzisiaj płaczesz krwią, przy drodze
jak żebrak siadłszy, kędy nikt nie chodzi?
Czy myślisz może, że ja tędy chodzę
W pustkowiu dumać jak w samotnej łodzi?
Och!... jeśli kiedy koniom puszczę wodze,
A krew mi brytnie z pod kół, z tej powodzi
Co jest z zachodu słońca i twych powiek, —
Rzucę ci uśmiech, — miłosierny człowiek.

Śmiech ten jak piorun oczy ci wypali,
A rozkosz ślepców wielka jest, albowiem
Te widzą rzeczy, które są w oddali
Oczom niewidne. Więc cię darzę zdrowiem,
Wiercąc ci oczy spojrzeniem ze stali!
Przeto nie ciśniesz we mnie klątw ołowiem,
Bom był litościw i odjeżdżam w wieczność!...
Ty ze mną?!... Cóż na podróż masz?... Słoneczność?!

Rzuć w śmietnik garstkę tęczowych rupieci,
Z których jest tysiąc twoich mąk. Niech niemi
Bawią się chore w snów gorączce dzieci.
W mękę zapadnie, kto je weźmie z ziemi,
Myśląc, że słońce padło i tak świeci...
Rzuć je, miast usty całować drżącemi,
I choć za cenę żywota ich nie dasz —
Rzuć je! Mam tysiąc szkiełek tych na sprzedaż.

...Nie, to nie podłość! To jest ta nauka,
Która ma oczy z męki już wyżarte,
Więc już po mlecznych drogach mąk nie szuka,
Krwią poplamiwszy ksiąg swych każdą kartę.
Rozpacz ją toczy, więc tam chytrze puka,
Gdzie znajdzie serce jeszcze w proch niestarte,
Jak było twoje... i zaciąwszy szczęki,
Rozkosz mu kłamie, biorąc je na męki.

Aktor zły jestem, bo w ostatnich słowach
Odkryłem kłamstwo mej męczeńskiej roli.
Dusza mi była gdzieś na gwiezdnych łowach,
Więc nie dojrzałem, żem bez aureoli
I żem już nie jest Prometej w okowach.
Twarz pokazałem tobie mimowoli...
Więc zacznę znowu tragedyę o męce:
Już cię za włosy moje wloką ręce.

Czytaj dalej: Pokój ludziom - Kornel Makuszyński