Czytanie

Księgę przed sobą mam, a w niej stronice
Czekają białe i dziewicze, smutno
I blade ku mnie wychylają lice,
Abym je stroił jako malarz płótno.
A czasem którąś spalą błyskawice,
A inna piosnką moją bałamutną
Tak się upoi, że potem różowa
Za krzewy rymów wstydliwie się chowa.

A czasem któraś płacze. I o dziwo!
Wszyscy jej bieżą otrzeć jasne oczy:
Chrystus rzuciwszy z nenufarów żniwo
Marya z Magdali, cicha, na uboczy,
Loreley, włosy nałożywszy krzywo,
Heine z pod skały i nimfy z roztoczy,
Płynąc po fali tej błękitnej wstążki,
Co jak Ren pośród mojej płynie książki.

O, Lorełey! Tak cicho jest dokoła,
Pod skałą pjany chrapie mocno Heine,
I tylko rybak na rybaka woła;
Ktoś śpiewa cicho: Fischerin, du kleine...
W dali błędnego dojrzałem Anioła,
Który na pola schodzi urodzajne
I liczy, we mgle sinej cały siny,
Jakie Bóg w rok ten weźmie dziesięciny.

...Czytajmy... miłość za tłumacza będzie,
Cisza nam będzie z naszych ust kraść słowa.
Kwiaty wyrosną cudne jak na grzędzie
Z kart księgi cichej; słów nam się połowa
Utopi we łzach, a z łez się uprzędzie
Tęcza nad głowy nasze kolorowa.
Czytajmy... blask się pośród liter wije,
Jakby wśród kwiatów pełzające żmije.

Ktoś umarł w książce tej. Wśród kart jak w trumnie
Lśni dziwnie próchno słów i duszy próchno,
Która swój żywot wiodła zbyt rozumnie.
Odwróćmy kartę, bowiem trupy cuchną,
Choć wiodły żywot jako króle dumnie.
Prędzej, bo rymy nagle wszystkie głuchną,
Gawiedź ciekawa i wzrokiem mnie wierci,
A jam niewinien przecież jest tej śmierci.

Z bogactw żywota dusza ta umarła,
I z pragnień, które niespełnione, bolą,
Chociaż z wnętrzności własnych swych wydarła
Wszystko, co było jej pokładów solą,
Do stóp rzucając drogich. Rdza ją zżarła,
Bowiem śmierć była jej pisaną dolą,
Nie błyskawicą na bożem przeźroczu,
Lecz śmiechem w głębi jakichś czarnych oczu.

Czytajmy... Powieść o tem jest wesoła,
Jak gra minstrelów pjanych na gitarze.
Pióro wyrwane ze skrzydeł anioła,
Co się po pustym błąkał pól obszarze,
Więc słowa krwawią. Rozpacz jest z kościoła,
W którym Bóg umarł, a w gruzach ołtarze.
Słodycz jest z ust twych, z zatrutego zdroja,
A jad z twych oczu, o najmilsza moja!

Klątwa tej księdze! Och! zejdźmy do prozy,
Bośmy na piękność skonać dziś gotowi,
My, kwiaty chore, mistrze cudnej pozy,
Dlatego chorzy, że zanadto zdrowi.
Niechaj zajadą dwukoliste wozy,
Rumaki nasze równe płomieniowi:
Żal, rozpacz, miłość, cynizm i męczeństwo,
I w konie! Dokąd? — Na nowe szaleństwo.

Czytaj dalej: Pokój ludziom - Kornel Makuszyński