Rycerz błędny

...A iżby mi na głowę nie runął ten gmach,
Strząsając ze swych stropów na pierś śmierć, pająka,
Kiedy będę piękniejszą kusił śmierć we snach,
Odejdę...
Będę oto jak zwierz, co się błąka
I będę jako błędni rycerze,
Idący do nieznanych mórz...
Niechaj mi się nie czai śmierć w rogu komnaty,
I niech jak zbrodniarz nocny do mnie nie przychodzi.
Oto mi Bóg nie weźmie żywota jak złodziej,
Nie uczynię nikomu z żywota objaty,
Ani odejdę w ciszy,
Ani odejdę jako dzień wśród zórz,
jako ten, który idzie swem żniwem spokojny!
Otom poczęty w czas wielkiej pożogi
I wojny.
A kiedym żywot brał, już śniłem śmierć we snach
I nastroiłem harfy na śmiertelne hymny,
A struny śmierć głoszące, płonęły we skrach.
Przeto mi nie załamie piersi ten strop zimny,
Ani na głowę moją nie runie ten gmach...
Odejdę...

Wilczym śladem poniesie koń nieokiełzany;
Koń mój jest nieutrudzon, ni się wstrzyma w trwodze,
Aż przystanie nad morską przepaścią straszliwą,
I zarży i rozwianą zakołysze grzywą.
I będziemy tak stali w słonecznej pożodze
jako posąg na skale... potem koń mój runie.
Oto zwierz, szukający spoczynku odchodzę,
A czarna niechaj słoni piersi moje zbroja,
Iżbym, rycerz śmiertelny, był w trupim całunie.
Rycerz będę...
A za przyłbicą niech będzie twarz moja,
Aż ją odemknę śmierci, oczu tajemnicą
Trwożąc śmierć...
Odchodzę... niech mnie wichry pod ramiona chwycą
I wiodą... koń mój pójdzie wichrowem bezdrożem
I dusza moja.
Dusza moja jest tknięta obłąkaniem bożem...
Jako burzy, Bóg myślom moim puścił wodze,
A przeto obłąkany, dziki zwierz odchodzę
I będę szukał kresu i tego ogromu
Co mnie zwali i skonu mego się nie strwoży...
I na piersi mej siądzie i spojrzy mi w oczy.
A przeto dziś odchodzę od bram mego domu,
Święty mem obłąkaniem, obłąkaniec boży...

Niechaj sęp nad mym domem straszny łuk zatoczy,
I niechaj będzie moim gmachom stróż,
I niechaj strzeże u stropów pająka.
Odchodzę... będę odtąd jak zwierz, co się błąka
I będę jako błędni rycerze
Idący do nieznanych mórz...

Któraż jest droga moja?!
Otom z szczytu wieży
Nie dojrzał owych pustyń, wołających ciszą...
Lecz serce moje w trwogę jak w dzwon nie uderzy,
Niechaj mnie wichry wiodą i niech mnie kołyszą...
Nie pomnę drogi mojej...
Nikt nie stawił przedemną tutaj swojej nogi:
Ja, obłąkaniec, pierwszy idę aż do mórz,
Nie wiedząc drogi.
Dusza się rozogniła moja
Jak krzak świętego Franciszka,
A jak kościół w świec ogniu
Płonie na mnie zbroja.
A przedemną noc stąpa ciężko, czarna mniszka,
I ujęła swą dłonią konia mego wodze,
Przeto idę... i nie wiem, dokąd z nią odchodzę.

Otom jest rycerz błędny i rycerz bezdomny,
Szukający pustyniom niezmierzonym końca.
A Bóg się ponademną rozpostarł ogromny
I wpił się we mnie okiem rozpalonem słońca,
Jak ptak patrzący łupu.
Z świstem burzy wypłynął z pod tęczy kabłąka
I za skarby tajemnie zażądał okupu...
A oto byłem tylko jak zwierz, co się błąka,
A bożej się nie zląkłem z błyskawic cięciwy,
Jenom kark zgiął i twarzą tknąłem konia grzywy.

Któraż jest droga moja!
W czas mego żywota,
Kiedym pełzał, gad lśniący, w głębi mojej wieży
Nie byłem nigdy sam...
Wstrzymująca zegary moje ma tęsknota
U moich układła się bram,
Jak pies wyjący z bólu i była wraz ze mną.
A żem jest rycerz, zbyłem mej tęsknoty,
I idę przez pustynię niezmierzoną, ciemną,
Aż uderzy kopytem koń mój piasek złoty...

Któraż jest droga moja! Wędrówko wieczysta
Przez przepaście i złomy skalne i przełęcze!
Duszo tęskniąca wiecznie! O, obłędne kręgi!
O, ziemio obiecana, we mgle myśli mglista!
O, pragnienie! O jakże w pragnieniu się męczę!
O, dusze, w rząd zakute w słoneczne zaprzęgi!
Jam jest ten, który idąc, będzie szedł wieczyście.
Jam jest, jako rzucone wichrem złote liście,
Szukające jesiennej śmierci, nie tęczowej,
I nie wiem drogi mojej...

A kędy się słoneczne, krwawe blaski kładą
Na puszczę nieprzebytą, byłbym poległ zdradą.
Strop jak kościół był wielki, drzewa jak pochodnie
Przetom rzekł:
Pochwalone są blaski zachodnie,
Kres wieszczące i spokój, śmiertelne gromnice,
I pochwalone słońca konające lice!
Pokój! Pokój!... Hosanna!
Oto śmierć idzie śladem krwawym i kres wieczny,
Spragniony jestem końca...
Pokój!... Pokój!...

A oto dziwny smok słoneczny,
Urodzony z prochu słońca,
W gąszcz mnie zawiódł i ujął mnie w pęta,
Żem niewolnik słoneczny się stał,
A dusza moja w słońce stała się zaklęta.
Wtedy walkę ze smokiem podjąłem wśród skał,
I odwaliłem mieczem złocisty łeb smoczy
Zgasiwszy błyskawice, w które zbroił oczy.
I na bezdroża szedłem do nieznanych mórz,
Bą poczęty w czas wielkiej pożogi i wojny,
jakże odejdę jako dzień wśród zórz,
Jako ten, który idzie swem żniwem spokojny?...

Któraż jest droga moja!...
I cóż mi kraj słoneczny i słoneczna łąka...
Będę oto jako błędni rycerze,
A dusza moja jak zwierz, co się błąka.
I cóż mi kraj słoneczny i słoneczna łąka!
O, pragnienie!
O, jakże pragnienie mnie pali!
O, wędrówko! O, żądzo! O, wieczysta fali!
Któraż jest droga moja
I kędyż jest mój kres,
U wieczystego zdroja!...

Czytaj dalej: 120 przygód koziołka Matołka - Kornel Makuszyński