Przyszła raz Śmierć do żołnierza
I czarne zęby wyszczerza,
Gnatami wśród nocy chrzęści,
A kosę ma w pięści.
"Wstawajże prędko, człowiecze!,
Bo deszcz mnie zimny tu siecze,
Roboty jeszcze mam wielo,
A szukam cię dwie niedziele".
Zdumiał się kapral wąsaty,
Na żółte patrzy jej gnaty:
"Gdzieś cię widziałem, cholero!"
"Widziałeś ? pod Somosierra!...
Szukałam dla ciebie kuli,
Widziałam krew na koszuli,
Głowę z żelaza masz, diabla,
Tylko jęknęła pod szabla.
Lecz mi nie ujdziesz, kapralu,
Na moim zatańczysz balu,
A ja dla większej uciechy
Wąsów obetnę ci wiechy!"
Zegził się kapral, psia jucha,
Gniew krwisty na twarz mu bucha.
Nie jej się bo jął, a ino!
To ciebie strach mu, dziewczyno!
Trzy Włoszki, Hiszpanki cztery
Swietne w nim czciły maniery,
Sześć Polek zwiedzionych w pląsach
W owych kochało się wąsach.
A markietanka w obozie
Syna mu wiozła na wozie,
Starym się bawił giwerem
I darł się z wiwlampererem!
Wstyd będzie, hańha i śmiechy.
Gdy mu obetną te wiechy,
Gdy go piekielna ta jędza
Podobnym zrobi do księdza.
Przyjdzie do nieba tak ścięty,
A Pieter zdumieje święty:
"Ha" ? z miną krzyknie mu wsciekłą ?
"Kapral bez wasów?! Marsz w piekło!"
Więc wściekł się jak wszyscy diabli,
Do starej porwał się szabli;
W śmiech ona, za brzuch się trzyma:
"Mnie się żelazo nie ima!"
Spąsowiał jako rabaty,
Za żółte chwyta ja gnały
I krzyczy, choć się wydziera:
"Pójdziemy do lamperera!"
Cesarz, skończywszy paradę.
Na bębnie pił czekoladę,
A grzał mu ją przy ognisku
Rustan, czort czarny na pysku.
"Verdo!" zakrzyknie mu warta
Wiodą ich do Bonaparta:
"Kto ten, co tak się ośmiela,
I kto jest ta marmusela?"
Cnś krzyknie jak z głebi dzwonu:
"Kapral piątego szwadronu!
Krzyż Legii i bez obrazy
Ranny trzydzieści sześć razy
Nazwy, kto ciekaw, niech idzie
Szukać jej na piramidzie,
Bo tam ją wyryłem klingą,
A drugi raz w San Domingo!"
A potem raport Mu skłnda,
Jakby to byłi parada,
Że Śmierć bezecnie zamierza
Zhańbić polskiego żołnierza.
Pod Śmiercią zgięły się nogi,
Gdy cesarz spoglądał srogi,
Na gębie zrobił się blady,
Z oczu dwie trysły mu szpidy
"Psiakrew! Kto sobie pozwala
Hańbić polskiego kaprala?
Kapral! Wal w pysk ją, a tęgo
Bij mocno jak pod Marengo!
A żeś jest z babą w obozie,
Trzy doby posiedzisz w kozie.
W tył zwrot! marsz! sprawa .skończona
Z podpisem Napolijona".
Kapral w dłoń splunął, a sporo,
Zębów jej wybił kilkoro,
I tłukł tak długo tę żmiję,
Aż wrzasła: "Cesarz niech żyje!"