"0twierajcie, aniołowie,
w mig niebieskie wrota,
Kwiaty sypcie najcudniejsze
na schody ze złota.
Brylantowe niechaj wdzieją
na piersi pancerze
I w kompanii honorowej
niech staną rycerze!
Pułki wszystkie pod bron dzisiaj,
na przedzie kapela,
Artyleria zaś niebieska
niech z piorunów strzela!>
Tak straszliwy rozkaz dzienny!
Cóż się stało w niebie?
Czyli z królów największego
ziemia dzisiaj grzebie?
Czyli szatan pognębiony
w swej piekielnej grozie?
Czyli wielki prorok wjedzie
na ognistym wozie?
O, nie król to ani święty,
ni wielka figura,
Aniołowie w niebo niosą
polskiego piechura.
Nie, przyszedłeś, najmilejszy
żołnierzyku drogi,
Bo armatnia sroga kula
obcięła ci nogi...
Do Najświętszej go Panienki
aniołowie niosą,
A zaś Ona cicho płacze
brylantową rosą
I powiada: "Pójdź, niech ręce
moje cię oplotą,
Matkę twoją ci zastąpię,
ty polski sieroto!"
Wnet się mnóstwo niezliczone
wszystkich świętych zbiera,
Patrzą wszyscy, wielkim głosem
wielbią bohatera;
Aniołowie mu zziębnięte
ogrzewają dłonie,
Pić przynoszą, służąc kornie,
królowie w koronie.
Za to piechur im wieczorną
powiada godziną,
Jakie tam się cudy działy
ponad Berezyną.
Aż jednego dnia mu rzekną:
"Hej, żołnierzu młody!
Powiedz, bracie, jakiej żądasz
największej nagrody?
Czy chcesz świętym bohaterem
być po wieczne czasy,
Zamiast dziur w mundurze szarym
drogie mieć atłasy?
Będziesz królem, jeśli taka
twoja jest ochota,
Szablę będziesz miał z pioruna,
a zbroję ze złota!"
Zbladnął żołnierz w wielkim szczęściu
i tak im odpowie:
"Na nic mi zaszczyty wszelkie,
o święci panowie!
W Polsce wojna, więc czym prędzej
Tam powracać muszę.
Przeto kaźcie mi żołnierską
moją oddać duszę;
A żem piechur i przejść jeszcze
długie muszę drogi,
Każcie oddać mi dwie własne,
chociaż bose, nogi!"