Miesiąc temu, wcześnie z rana,
Kolo Pińska wśród ustronia
Przyszedł diabeł do ułana,
By od niego kupić konia.
- Panie ułan! szkapa stara,
Dychawiczna, ledwie chodzi,
Dobra dla mnie, bo jest kara,
Sprzedaj mi ją, pan Dobrodziej!
Żeć nie okpię, na ogony
Wszystkich diabłów mogę przysiąc,
Dam ci kwit na dwa miliony,
Płatne w piekle za lat tysiąc.
Okiem błysnął czort czerwonem
Straszną parę puścił z pyska,
Merdnął rudym swym ogonem,
I wraz przepadł wśród bagniska.
Zasnął ułan w jakiejś bruździe,
A czort wraca poprzez zboża
I jak szkapę, tak na uździe,
Wiedzie dziewkę jakby zorza.
- Ej, ułanie, wstawaj prędko,
Na diabelskie podogonia!
Taką ciebie złowię wędką,
Bierz dziewczynę, dawaj konia!
Patrzy ułan: panna cudo,
W pysku twarda, w oczach modra,
Jak dąb młody takie udo,
Jak kamienie młyńskie ? biodra.
- Złota twego mi nie trzeba -
Ułan w pysk czortowi bryźnie
Mam nad sobą kawał nieba,
Resztę dadzą mi w ojczyźnie.
- Panie ułan! bez wykrętów!
Koń ma zołzy, mało warty,
Dodam przygarść dyjamentów
I siwuchy ze trzy kwarty.
- Swój ze smoły likwor diabli,
Sam pij, diable, ja nie zgrzeszę!
Dyjamentów zaś ze szabli,
Ile zechcę, to wykrzeszę.
Zad wspaniały, więc wspaniale
Muszą też być okolice,
Barki - jakbyś widział skałę,
Jako rzepy - takie cyce.
Sercem zadrżał ułan krewki,
Tak mu chciało się wesela,
Czort go do tej ciągnie dziewki,
Ktoś do konia - przyjaciela.
Już czort sunie się zdradziecko
Konia brać za dziwożonę,
A koń patrzy tak jak dziecko
Poprzez oczy załzawione.
? Stój! - zawoła ułan srogo ?
Nie twój jeszcze koń mój drogi!
Mój koń cztery ? kuternogo!
A twa dziewka dwie ma nogi.
Chciałeś mnie oszukać podle,
Wracaj, czorcie, gdzie pieprz rośnie! ?
I za moment siedział w siodle,
A koń zarżał mu radośnie.
Krzyknął ułan: ? Z tego dzbanka
Sam z piekielnej pij czeluści.
Koń ? to moja jest kochanka,
Co mnie nigdy nie opuści!!