Miłość dziecinna

Z tysiąca - jeden, zawsze się wybiera
Sen najpiękniejszy: w królowej krużganku
Sen stojącego strażą muszkietera,
Zaczęty wieczór, śniony o poranku.
Melodią jedną stara brzmi opera,
Jeden najmilszy zawsze kwiat we wianku.
Tak sen jest jeden ponad sny powszednie,
Milszy nad inne, bowiem śniony we dnie.

Dziecko najmilsze! Białą mam dziś duszę...
Jest ranek. Dzień już na nocy krawędzi
Usiadł, z mgieł sobie wijąc pióropusze
Na hełm ze słońca; już para łabędzi
W łódź zaprzężona: zaraz wiosłom ruszę;
Gdy w dzień wypłynę, noc mnie nie dopędzi.
I oto będę, zanim słońce wstanie,
Na twojej wyspie, na zórz oceanie.

Niech na me drogi wyjdzie twa tęsknota,
Służebna blada, w łodzi mej pobliże,
Wołając z dala, że w sali ze złota
Pani jej chwile na różaniec niże,
Modląc się o to, by ma cudna flota
Przybyła prędko, by łabędzie chyże
Wiatr wzięły w skrzydła, płynąc po tej fali,
W której się zorza płomieniami pali.

Miłość dziecinna roi sny! Na krzewie,
Który od żarów usechł, róża krwawi!
Błysk w oczach cichych, lecz po łez ulewie;
Zaklęcie, które duszę martwą zbawi,
Choć nie ożywi; cudna perła w plewie;
Po zimie strasznej nagły krzyk żurawi.
Ze snów bezsennych jeden sen proroczy,
Po dniach ślepota ? twoje czarne oczy...

Przy tobie jestem. Trubadur wesoły,
Który w kanzonie swe wyszydza grzechy
Rymem swawolnym, a na apostoły
Słów rzuca róże, jak cnoty uśmiechy.
Och, święćmy miłość! Na słoneczne stoły
Rzućmy dusz kwiecie, winograd uciechy,
Z kryształów lejąc złotych win kaskady,
Łzy zostawiwszy na koniec biesiady.

Miłość dziecinna! Z dziecinnych rupieci
Dobądźmy stosy wytartych pozłótek,
Niech się nam łąka pożółkła zakwieci:
Oto jest pierwsza łza, to pierwszy smutek,
To rozpacz pierwsza, to tragedia dzieci,
To śmierć ucieszna tej rozpaczy skutek.
A to jest pierwsza przeokropna zdrada,
Z której jak liście reszta łez opada.

Romans słów, rymów, westchnień, łez i żalu,
Związanych tęczą, jak powiędło kwiaty.
Może w tym wszystkim jest śmierć, jak w opalu?
Oto się włóczy Anioł wśród poświaty
I na łzę patrzy, zaskrzepłą w koralu,
Bowiem łza była krwawa. Cudne światy,
Które spaliło słońce! Wiosny zieleń,
Która nie znała żniwa. Sny bez wcieleń...

Miłość dziecinna! Daj mi obie ręce
I nie mów do mnie. Mewy krzyczą łzami
I trwożą dusze nasze snem o męce,
A przecież miłość chwieje się nad nami
Jak gołębica... Sen przecudny święcę,
Bowiem me oczy widzą, ale ? snami.
Więc powieść snuję jak w naiwnej książce
I list ten piszę... perfumą na wstążce.

Czytaj dalej: Pokój ludziom - Kornel Makuszyński