Psyche uciekła z domu, gdy w ramiona
Wziął ją raz Amor, i dziś, jego żona,
Mieszka wśród bogów, lecz się z nimi nudzi,
Rwie do dzieciństwa, do swoich, do ludzi.
Dzfeń cały błąka się niema, ucieka,
Gdy męża ujrzy, i tylko gwiazd czeka,
By udać ciche spanie, bo skrzydlaty
Małżonek w szale wpada do komnaty.
Gdyby dziś mogła na ziemię powrócić,
Już by nie chciała, miłosnych powieści
Słuchać, marzeniem snów dziewiczych kłócić,
Ni kochać w duszy białej i niewieściej.
Dzisiaj już Psyche to wie, jaką zgubną
Silą jest miłość, złą i samolubną,
Wie, że kochaną, kochającą duszą
Tylko się ciała pożądliwe kuszą,
Że kiedy między dwojgiem istot padnie
Raz słowo "kocham" i zwiąże je żdradnie,
To już w Astarty tajemnym obrzędzie
Jedna ofiarą, druga katem będzie.
Gdyby tak uciec skrytą, cichą nocą!
Lecz mąż jej pragnie i więzi przemocą,
A patrząc na jej bladość, w głuchym gniewie,
Trwa i klnie ślepe wyroki, bo nie wie,
Czego tej dziwnej kobiecie potrzeba,
Kiedy ją kocha on, jasny bóg z nieba?
Nie wie, że kiedy bierze ją w ramiona,
Jest najsmutniejsza i osamotniona.
I tak w tęsknocie żyje nieustannej
Psyche, a pierś jej wzbiera ciężkie łkanie,
Gdy ze smug fali drżącej Helios ranny
I mąż jej z łoża nareszcie powstanie.
Z gór wtedy śledzi: nad rzekami ziemi
Puch piór łabędzich smugami srebrnemi
Zaległ, i Psyche tęsknie, pilnie patrzy,
Jak jej odsłania ziemię coraz rzadszy
Pomrok. I naraz wstrząsa nią znów całą,
Dreszcz, jako dzieckiem, co długo płakało.
Chciałaby o tym zapomnieć, co bylo,
Jak sen odgarnąć lub nakryć mogiłą.
Helios już górą, bogów tłum się roi
I Psyche idzie wzdłuż świętych podwoi,
Słuchając, czy jej jaki głos - nie zbudzi,
Nie powie: "wolnaś, powracaj do ludzi".
Aż nie wstrzymana niczym, zapłakana,
Pada przed wielkie bogi na kolana
I tak przed nimi w rozpaczy się żali:
"Na toż - to moja piękność nie więdnąca,
Czyście mi na to nieśmiertelność dali,
Bym od miłości cierpiała bez końca?"
Ale się bogi śmieją, w jasny ranek
Od swoich ziemskich wracając kochanek,
I Psyche próżno w oczach bogiń czyta,
Czy nie odezwie się w której kobieta.
Więc wraca w gorzkiej i samotnej dumie,
Że nikt wśród niebian skarg jej nie rozumie.