Ponad Warty krętym brzegiem
Stąpa szereg za szeregiem,
Trzystu jeźdźców w porządnym orszaku;
A przed nimi przodem jedzie,
Pewno Hetman co ich wiedzie,
Młody wojak na białym rumaku —
Modre oczy, kraśne lica,
Pomyślałbyś, że dziewica,
Gdyby nie wąs co z wargi mu tryska;
Ubiór na nim jasno-lity,
Złotem tkany, srebrem szyty,
Jak król jaki, od haftów połyska. —
Lecz choć wiekiem młodociany,
Choć wytwornie tak ubrany,
Dzielny wódz to i rębacz nie lada!
Przy ataku, pierwszy w rocie —
A ostatni przy odwrocie —
Tak głos o nim powszechny powiada!
Ze starszyzny i z żołnierzy
Każdy ufnie jemu wierzy,
Wszyscy młodym swym wodzem się szczycą;
Tego piersią swą zasłonił —
Tego z więzów już obronił —
Tych od śmierci przegrodził szablicą!
Zna go Litwa, Ukraina,
Kraków kocha go jak syna,
Jako brata czci lud go Warszawski;
To bohatyr Barskich szyków,
Ajax polskich wojowników,
Konfederat, Kazimierz Puławski!
On dziś jeden z Lachów rodu
Powstał bronić praw narodu,
Bo srom wielki na Piastów ziemicy;
Król Moskalom zaprzedany,
A czerń dworska, możne pany,
Żebrzą łaski i rublów Carycy!
W nim dziś jednym tylko żyje
Duch naddziadów — serce bije
Silne męztwem i wiarą gorące;
I gdy zbierze trzysta koni
To już myśli, że przegoni
Het za Wołgę, najezdzców tysiące!
Pan Kazimierz to nie lala!
Trzeci rok już — na Moskala
Dobył miecz i tnie sztuką krzyżową;
Dzisiaj bije co znachodzi,
Jutro zbity, z placu zchodzi —
I pojutrze wojuje na nowo!
Okopał się w Częstochowie,
Sławnem miejscu — gdzie ojcowie
Ze Szwedami staczali już bitwy;
Gdzie jaśnieje w cuda wielki
Obraz Bożej Rodzicielki,
Opiekunki Korony i Litwy!
Wróg ich obległ — wojsko nasze
Nie da sobie dmuchać w kaszę,
Boć to przecie nie Tatarska horda;
Wódz, towarzysz, szeregowy,
Każden z nich szlachcic herbowy,
Wzrósł na koniu i przywykł do korda!
Pan Puławski nie folguje,
Co dzień z wałów występuje,
Codzień Drewicz drży z strachu i trwogi;
Nocą dotarł do Sieradza
I dziś w wieczór przyprowadza
Zapas prochu dla swojej załogi!
Mrok już zapadł po nad błonie,
Głuchym stępem kroczą konie,
Jezdzcom krzyki i gwary wzbronione —
Nic nie słychać w nocnej ciszy,
Chyba który z towarzyszy
Szepcze sobie: «Pod twoją obronę.»
Chyba z cicha dla sąsiada
Dzierżanowski rozpowiada,
Krasząc mowę nie jednym żarcikiem —
Jakie zwiedzał okolice
W Europie — Ameryce —
Gdzie go dzicy obrali kacykiem!
A gdy przyszli ku smugowi,
Gdzie żołnierze Drewiczowi
Przy ogniskach obozu gwarzyli —
Orszak stanął zatrzymany
I rycerze na znak dany
Augustówek z jaszczurów dobyli!
Tęga broń to szable owe —
Jednem cięciem zmiotą głowę,
Jak sierp żeńca pszenicę lub żyto;
Krzywa klinga — na niej spiżem
Krzyż znaczony — a pod krzyżem:
Jezus, Marja, Józef, wyryto. —
«Za mną! pal! i siecz z kolei!
«Vivat Sancta mater Dei!»
Krzyknął wódz i głos poparł skinieniem;
Cały zastęp pędzi cwałem,
Jednem tylko zda się ciałem,
A Puławski mu głową, ramieniem!
Rejwach wielki u Moskali,
Szybko za broń się porwali:
Drewicz woła — w czworobok się zwarli —
Lecz już nasi szlachta, braty,
Zagwóździli trzy armaty
I przez obóz się z plonem przedarli!
Jako potok, co z gór pędzi,
Rwie kamienie, drzew nie szczędzi,
A huk dziki roznosi na niwę —
Tak za ludzi tych potokiem
Wszędzie trupy widzisz okiem,
Uchem słyszysz jęczenia straszliwe!
Któż opisze, któż opowie
Jaka radość w Częstochowie,
Że wódz zdrowo z wycieczki powrócił;
Uderzono w wszystkie dzwony,
Lud się modlił rozczulony,
A ksiądz Marek Te Deum zanucił. —
A dzień później — gdy o świcie
Drewicz z wojskiem umknął skrycie,
Pan Puławski, w cud wierzyć poczyna —
Upadł krzyżem i powtarza
U stóp Marji ołtarza:
«Salvavisti nos coeli Regina!»