Dwaj przyjaciele

Cyrylli, zrodzony śród równin Trenmury,
Odwiedzał raz bliskie Wargerazu góry,
I został w gościnę przyjęty w dom Jana —
I całe dni dziewięć hulali do rana.

I znowu Jan poszedł w Trenmury równinę —
I Cyryl w swym domu go przyjął w gościnę,
I całe dni dziewięć z wesołą drużyną
Spijali do rana — i wódkę i wino.

A gdy Jan miał wracać do domu swojego,
Cyrylli go wstrzymał i mówił do niego:
«Chodź Janie przed księdza, przysiężmy w kościele,
«Że będziem żyć wiecznie jak dwaj przyjaciele.»

I poszli przed księdza, błagając w pokorze,
By im błogosławił ten ślub w imię Boże;
I biorąc komunję przysięgli w kościele,
Że będą żyć wiecznie jak dwaj przyjaciele.

Rok później, w jesieni, w wieczornej raz chwili,
Przed domem swym z fajką spoczywał Cyrylli —
Aż wchodzi człek obcy, pot z czoła mu ciecze,
Głęboko się skłonił i w te słowa rzecze:

«Cyryllu! Jan, brat twój, ma Turka sąsiada,
«Co ciągle nań czyha i włoście napada —
«Więc mnie tu przysyła i prosi na Boga,
«Byś spieszył mu w pomoc i bronił od wroga.»

Cyrylli swą strzelbę zdjął z kołka co żywo,
A torbę opatrzył i w chleb i w mięsiwo,
I zamknął drzwi domu — i z równin Trenmury
Niedługo się dostał w Wargerazu góry. —

I strzały przyjaciół próżnemi nie były —
I wrogów nie mało ich ręce zgromiły —
Gromiły potężnie — i wkrótce w około
Nikt nie był dość śmiałym, by stawił im czoło. —

Zabrali zdobyczą koźlęta i kozy,
Szat drogich i broni kosztownej dwa wozy —
I mnóstwo pieniędzy — i jeszcze prócz tego
Turecką dziewicę oblicza kraśnego. —

Broń, trzody, pieniądze niedługo dzielili:
Jan zabrał połowę, połowę Cyrylli —
Lecz nie tak to skoro, lecz nie tak to snadno
Podzielić dziewicę i młodą i ładną! —

A każdy ją pragnął otrzymać podziałem,
Bo oba Turczynkę kochali z zapałem:
I przyszło do tego, że fraszka ta mała
Przyjaciół dwóch zgodę raz pierwszy zachwiała.

Więc Cyryll się ozwał: «Przestańmy w tej chwili,
«Za wieleśmy dzisiaj hulali i pili —
«Rozmówim się jutro dla kogo ta branka.»
Pokładali się oba i spali do ranka. —

Jan zbudził Cyryla wraz z świtem poranka,
I pyta: «Cyrylu! czyż dla mnie ta branka?»
A Cyryl nic nie rzekł, lecz usiadł i skrycie
Ocierał łzy z oczu płynące obficie.

Jan patrzył z wyrazem dzikiego wesela
Na wdzięki Turczynki i łzy przyjaciela —
I w niemej rozpaczy poglądał też czasem
Na hanzar błyszczący, co tkwił mu za pasem.

A ludzie, co z nimi na wojnę przybyli,
«Cóż z tego wyniknie?» do siebie mówili.
«Czyż zerwą tę przyjaźń ci, którzy w kościele
«Przysięgli żyć z sobą jak dwaj przyjaciele?»

A oni czas długi na siebie patrzali —
I nagle z swych siedzeń obadwa powstali,
I Jan do Turczynki zbliżając się żwawo
Wziął lewą jej rękę — a Cyryl wziął prawą.

I łzy im obficie płynęły z źrenicy,
Jak krople deszczowe śród burz nawałnicy —
I razem porwali hanzary w swe dłonie
I w śnieżnem Turczynki utkwili je łonie. —

«Niech ginie niewierna!» radośnie wołali!
«Jej śmierć tylko przyjaźń najświętszą ocali.»
A potem się oba ścisnąwszy serdecznie,
Do zgonu, jak bracia, kochali się wiecznie!

Czytaj dalej: Tęsknota za krajem - Konstanty Gaszyński