Sroczka skrzeczy na płocie, turkot grzmi na moście,
Pewno jadą do dworu nieznajomi goście.
Strój się, panno dostojna rumianej urody,
Bo na czele orszaku jedzie panicz młody.
Jedzie panicz dorodny z modrymi oczyma,
Szabla błyszczy u boku, w ręku cugle trzyma,
Bo jakby żywe srebro – pod nim konik wrony,
Krzesząc ogień podkową skacze zapieniony.
I jechał młody panicz – a za nim gromadą
Postrojeni panowie ku dworowi jadą,
Jadą drogą w zielone lipy wysadzaną,
Aż wreście na podwórcu przede dworem staną,
Lecz choć sroczka skrzeczała, turkot grzmiał na moście,
Nie byli to we dworze nieznajomi goście;
Bo pan z panią, co z dawna przed gankiem czekali,
Chętnym sercem przybyłych w swym domu witali,
A kiedy się do panny przybliżył młodzieniec,
Obojgu lice kraśny przystroił rumieniec.
I zaledwie że cztery minęło niedziele,
Odbył się ślub w parafii, we dworze wesele!