Gdy się zaczniesz pocić
W tym miejskim ukropie,
Wówczas marzysz co dnia
O rychłym urlopie.
O zielonym sadzie,
O szmaragdzie łąki,
Gdzie twoja rodzina
W lecie zbija bąki.
Chcesz ujrzeć strumienia
Wód czystość anielską,
Aby móc wykąpać
Swoje grzeszna cielsko.
Hej, gdy się w tej wodzie
Przejrzystej zanurzę,
Jakieś lube dreszcze
Przechodzą po skórze.
A cóż jest milszego,
Kiedy w dniach swobody
Wędrujesz po lesie, zbierając jagody?
A cóż jest zdrowszego,
Kiedy zabrną w piachy
Na kąpiel słoneczną
Te miejskie ciarachy?
Jedźcież mizeroty
Pochłaniać powietrze,
Niech wam słońce bladość
Z waszych twarzy zetrze.
Zdrowie, które z światłem
Płynie z nieba stropu,
Niech wam do drugiego
Wystarczy urlopu.