Ułamki

Na ustach mo­ich wę­giel po­ło­żył czer­wo­ny,
Ob­ró­cił na pół­noc twa­rzą,
I ka­zał pro­ro­ko­wać hymn wrą­cy, sza­lo­ny.

Na­ro­dy ziem­skie! kie­dy was po­ra­żą,
 Kie­dy stra­ci­cie na­dzie­je,
Słu­chaj­cie wiesz­czów — by­ście wie­dzie­li, co każą.

A na­przód temu, co krew wa­szą leje,
Przez usta, pier­si i skó­rę i oczy,
I znu­żo­ny jest ze­mstą i nie mdle­je,

Trzy prze­kleń­stwa po­sy­łam, i duch pro­ro­czy,
Co ma jak sza­tan szpo­ny ogni­ste i skrzy­dła
I ro­bacz­li­wy ząb, co tru­py to­czy.

Mia­łem lut­nię, co sie­dem strun mia­ła i wi­dła,
Na nich był pa­tyk zło­ty, gdzie ła­bę­dzio­wi
Du­szy mo­jej spo­czy­nek był — lecz mi obrzy­dła;

Bo­wiem nie mo­gła wy­drzeć nic gro­bo­wi,
Na­wet pa­mią­tek tych, co nie­śmier­tel­ne
Po­win­ny być — a są po­dob­ne sno­wi.

A więc ze­rwa­łem na­przód dwie we­sel­ne
 Stru­ny na lut­ni tej, i ni­g­dy wię­cej
Już nie obu­dzę ich, — bo są bez­czel­ne.

Ze­rwa­łem dru­gie dwie, co sto ty­się­cy
Wy­ra­zów słod­kich, mi­łych, mi­ło­śnych umia­ły,
I uspić smut­ne ser­ce umia­ły naj­prę­dzej.

Ze­rwa­łem trze­cie dwie, jak echo ska­ły
Po­wta­rza­ją­ce wszyst­ko, co sły­szą do­ko­ła,
Al­bo­wiem wszyst­ko płacz, co usły­sza­ły.

Zo­sta­ła jed­na ta, co te­raz woła:
O! wy, co w pro­chu my­śli ma­że­cie i ser­ca,
Z tych serc otrzyj­cie rdzę — pod­nie­ście czo­ła!

Czy­taj da­lej: Jasna kolęda – Juliusz Słowacki