Brzoza i choinka

1.

Zarzucała dziewicza brzózka
sztywnej i chłodnej choinie,
iż w samolubstwie żyje
i w samolubstwie zginie...

„Niczym się nie przejmujesz —
Nic nie obchodzi cię wszystko...
ani śnieg, ani mrozy,
zielona ty egoistko!

Czy wyją beznadziejnie
jesienne huragany,
czy wicher lodowaty
podnosi śniegu tumany —

czy bujna wiosna się rodzi,
czy złote lato kona,
ty jesteś zawsze jednakowo
konwencjonalnie zielona...

Patrz na mnie! Jakie czułe
są tkliwe listki moje!
Na wiosnę we mgle złotej,
jak we łzach szczęścia stoję...

Latem jaskrawa zieleń
o mej nadziei śpiewa
słoneczniej i goręcej
nad wszystkie inne drzewa.

A kiedy smutna jesień
zaciemni wesele ziemi
złotymi liśćmi płaczę,
jak się płacze łzami złotymi...

Zimą, śmiertelną zimą,
gdy śnieg mię ciężarem przygniecie
jak biały łuk się pochylam
ja — brzózka — radości dziecię...

Lecz kiedy promień gorętszy
skruszy przemoc złej zimy białą
z tego łuku ku ziemi zgiętego
znowu biję w niebo jasną strzałą!...

A skoro słońce marcowe
zziębniętą ziemię rozgrzeje —
łzy szczęścia brylantowe
ze szronów tających leję...

Czyż jakie inne drzewo
ma kształt, jak ja, powiewny?
czy w lesie — białopienna —
nie przypominam królewny?

Do mnie się wiosna śmieje
i dla mnie słońce świeci...
Kochają mię słowiki
i opiewają poeci...

A gdy kiedyś po latach miniemy,
po mnie tkliwa pamięć i kochanie
i serdeczne wspomnienia zostaną,
a po tobie — nic nie pozostanie...”

2.

Choinka na te przechwałki
nie odezwała się wcale...
Aż dnia pewnego z lasu
przyszli z toporem drwale.

Padła choinka zielona
pod uderzeniem topora
i brzoza, na której pękła
dziewczęco-biała kora...

I tkliwe brzozowe gałązki,
które tak opiewali poeci
poszły brutalnie na rózgi
do bicia małych dzieci...

Subtelna „królewna leśna”
taka rozlewnie czuła
dzieciakom najrozkoszniejszym
słodkie dzieciństwo zatruła...

A rzekomo zimna choinka,
— jak dziwne są losy drzewa! —
na gwiazdkę ślepki dziecięce
blaskiem swojej radości olśniewa...

Cieszą się ślepki dziecięce
tysiącami świeczek, co płoną,
podarkami, co leżą pod drzewkiem,
i choinką, choinką zieloną...

I umiera choinka i myśli:
„Chociaż czas mojej śmierci już bliski,
warto oddać całe leśne życie
za tych ślepek roześmiane błyski...”

Czytaj dalej: Uśmiech dziecka - Julian Ejsmond