W ciągu tych lat okropnych, mrocznych od tęsknicy,
Nasze spojrzenie zawsze ku Ojczyźnie biegło —
Dodając to przeczuciem, czego nie dostrzegło,
Ilekroć łza osiadła ciężka na źrenicy...
A tam się w dali złocił ranek pięknolicy,
Oświecając Tę Wielką, Drogą, Niepodległą...
I w blasku słońca wstali nowi pracownicy,
By fundament przyszłości kłaść — cegła za cegłą.
Czyliż nam tylko, niby marnotrawnym synom,
Niewolno się spodziewać szczęśliwszej przyszłości?
Czyż w jasyr zaprzedani, rabowie niewolni,
Daninę łez wypłacać mamy cudzym winom?...
Jakże dziś ręka nasza spętana zazdrości
Tym, którzy choćby ginąć tam w kraju są zdolni!