I.
Nie byłem wam Tyrtejem... Myśl, szarpana srodze
Cierniami, do warzynów prawa dziś nie rości;
Jak dziad-lirnik, którego tu nikt nie ugości,
Z gęślą niestrojną, z mieczem strzaskanym odchodzę.
Na niejednej tułaczej i rozstajnej drodze
Brzmiały me pieśni nutą wiary i miłości;
Chętnem sercem żołnierze witali je prości,
Lecz szydzili z nich w duchu zaprzedańczy wodze;
Bowiem, zamiast opiewać pochlebstwem ich czyny,
Sławiłem tę, za którą tęsknią nasze duchy,
Ojczyznę, co skruszyła wiekowe łańcuchy.
I na nią wskazywałem, jak na cel jedyny,
Gdzie jeno żyć i działać i umrzeć się winno.
I tych przekląłem, którzy — myślą żyli inną.
II.
Nie byłem wam Tyrtejem... Bolesna oceno!...
Pieśń ma w szeregi zbrojnych nie pozwała kroci, —
Garstka na jej pobudkę zerwała się jeno,
Lecz słabość w nich zastrzęgła, jak grzyb od wilgoci.
Nie spartańskie to plemię! Triumf ich nie złoci,
Lecz — zwyciężonych — w jasyr wrogowie dziś żeną...
Lud twój dziś nas rozgromił, Messeno, Messeno!
My lub wy — zapytuję — którzy z nas heloci?
Nie! nie wyście nas zmogli! wszak garstką nieliczną
Rozpraszaliśmy wasze setki i tysiące,
Wychodząc z tych zapasów silnie i zdobyczno —
Ale zżarła nam słabość serca bolejące,
Słabość, która tęsknotą była bezgraniczną
Za ojczyzną, rzuconą w tak długiej rozłące.