Przed krucyfiksem czarnym na Wawelu,
Kędy się święta modliła królowa,
Często mych modłów słychać było słowa,
Pełne narzekań, pełne smutków wielu;
Echem gotycka tłumiła się nawa...
Nikt mię nie słuchał, jeno głuche ściany
I smętny Chrystus, gwoździem przykowany...
Ale ta skarga, to modlitwa łzawa
W ciszy tej brzmiała wołaniem mocarnem,
Jakby grobowców anieli-stróżowie
Swym szlochem mojej wtórzyli rozmowie
z tym krucyfiksem czarnym...
Przed krucyfiksem czarnym na Wawelu,
Dawnej świetności ślady widząc wkoło —
Dziecię niewoli — uginałem czoło
Jęcząc: Zmartwychwstać daj nam Zbawicielu! —
Gwoźdźmi przebite podniosłeś k’nam ręce — —
My skute dłonie wznosimy k’Tobie: chceszli,
Żebyśmy więcej jeszcze cierpień przeszli? —
Czy ju triumfu nie dasz nam po męce? — —
Czy wiecznie szlakiem mrocznym i cmentarnym
Iść będziemy, drogi krzyżowej Twej śladem?...
W takiej modlitwie łzy sypałem gradem
przed krucyfiksem czarnym...
Przed krucyfiksem czarnym na Wawelu
Skargę rzucałem rozpaczną, bolesną
Na chmurną młodość i na śmierć przedwczesną
Tych, którzy padli bez chwały, bez celu...
Wołałem: zlituj, zlituj się o Chryste —
Nad obłąkanym tłumem, co ci bluźnił!
Chryste! ach, gdybyś pomstę Twą opóźnił,
Doszłyby do Cię serca ich ogniste,
Które się rwały ku czynom ofiarnym!...
I pomnę, słońca blask złoty przystrajał
Twarz Zbawcy świata, kiedym ja się kajał
przed krucyfiksem czarnym...