Żal mi nie ciebie, ale moich snów,
które zabrałaś ze sobą...
Cóżeś ty była?
Na drodze życia spotkana kobieta
przypadkiem,
piękna jak inne,
jak inne zakochana w sobie;
mogłem cię minąć i powiedzieć: nie ta! —
i dalej iść,
mogłem był usta twoje pocałować,
jak tyle innych ust,
słodkich tak samo, jak twoje, i znów
iść dalej, drogich nie trwoniąc snów
i nie żałować
dnia, który zaszedł już...
A jam cię odział wonią swych najkrwawszych róż,
a ja twe włosy wyzłociłem złotem
najbardziej złotych przedwieczornych zórz
na mojem niebie,
snami-m swojemi owionął cię całą
i snem najbielszym ubielił twe ciało
i usta-m rozpalił
własnych swych pragnień pożogą,
i duszy własnej królewskim przepychem
uposażyłem twą duszę —
a potem,
tak cię zrobiwszy i piękną drogą,
kochałem ciebie...
Żal mi straconych złotych moich snów,
w którem cię stroił,
bo to sny były ostatnie....
A przecie
ja ci dawałem klejnoty i kwiaty
i sny i pieśni
nawet nie przeto, byś ich była warta,
lecz żem ja był taki bogaty,
żem dać je mógł i chciał!
I wszystkom ci dał,
wszystko, co tylko drogie jest na świecie!
Jak łaski król,
tak cuda marzeń na ciebiem zlał
i ukochania przepełną czarę,
aż byłaś dla mnie przez jeden dzień piękna...
I oto stoję z próżnemi rękoma,
jak nędzarz:
o, gdzież są — mów! —
te moje sny,
w które cię wczora stroiłem, ja — król?
Wzięłaś mą miłość, zabrałaś wiarę
i krew i łzy;
został mi dzisiaj jedynie... ból!
Nie ciebie żal mi, ale moich snów,
bo były ostatnie.