Znam jedno słodkie, czarodziejskie słowo,
co złotym kluczem jest od bramy raju,
a niwę życia zamienia jałową
w ogród, w przewonnym rozkwiecony maju —
i jako zorza jasna na błękicie,
tak opromienia, wschodząc, ludzkie życie.
Znam jedno słowo, co kwiaty na grobie
sieje i gwiazdy rozpala na niebie,
lecz ni je do mnie kiedy wyrzec tobie,
ani mnie kiedy słyszeć je od ciebie;
— w Tatrach się jeno, śród wieczornej ciszy,
śniło mej duszy, że je z blizka słyszy.
Może to limby w wietrze je szeptały,
może to halne niem pachniało kwiecie,
może się modlił niem ten obłok biały,
co szedł ożywczą rosę siać po świecie, —
może płakało niem me serce dumne,
serce stęsknione, serce nierozumne!