R. VIII. w. 1 — 6, R. IX. w. 1 — 11.
Uźrzałem postać — niby chryzolitu
widmo, jak płomień chodzący wokoło;
od biódr poniżej — jasnoście błękitu
i skier tumany: od biódr aż do szczytu
głowy — blask ognia, a w nim słońca czoło.
A oto jakby widmo skrzącej dłonie
wraz mnie chwyciło za głowy kędzierze
i duch mnie poniósł przez powietrzne tonie
pomiędzy niebem a ziemią ku stronie,
gdzie Jeruzalem wznosi swoje wieże.
A podle brony, co na północ idzie,
gniew wzbudzający bałwan stoi ninie
ku hańbie ludu i bożej ohydzie;
nade mną chwała Pańska w takim widzie,
jakom ją wprzódy uźrzał na równinie.
I rzekł Pan do mnie: Wznieś ano źrenice
i patrz na drogę! I oto mi widny,
kiedym wzniósł oczy na Pańską świątnicę,
podle ołtarza u wstępu ulice
bałwan jątrzący i nader bezwstydny.
I rzekł Pan do mnie; O, synu człowieczy!
widzisz, co czynią? Lud Moje najświętsze
miejsce skalawszy, przymierze kaleczy,
abym stąd odszedł i puścił go z pieczy;
wszelakoż zbrodnie pełnią jeszcze więtsze!
I głosem wielkim, jak potężne grzmoty,
Pan począł wołać (zmartwiałem od lęku):
Sam, o, siepacze Moi, do roboty!
bo nawiedzenia przyszedł dzień na złoty
gród Jeruzalem, — pójdźcie! z mieczem w ręku!
I sześci mężów przyszli na głos Pana,
z mieczami wszytcy, — a siódmy w ich rzędzie
stanął pośrodku, kędy jest miedziana
ołtarza stołba, — szata na nim lniana
a zaś u bioder pisarskie narzędzie.
I z cherubiego wozu Pańska Chwała
spłynęła w żrących błyskawic potoku
do wrót świątyni i męża przyzwała,
na którym była lniana szata biała
a zaś pisarskie naczynie u boku.
I rzekł Pan tedy: Idź skróś Jeruzalem
i naznacz znakiem tych, co wśród wzdychania
nad tą ohydą drą swe szaty z żalem;
a wy w trop za nim, — lasu mego drwalem
bądźcie a rąbcie wkrąg bez zmiłowania!
Starca, młodzieńca, niewiastę i dziecię —
wybijcie wszystko, wybijcie do nogi,
kromia kto znak Mój będzie miał na grzbiecie, —
a od świątyni Mojej rozpoczniecie
rzeź, niechaj spłyną krwią sienie i progi!
Tak rozpoczęli oną pracę krwawą
od starszych ludu poprzed Pańskim domem.
A Pan rzekł do nich: Kładźcie wszystko ławą,
splugawcie dom Mój trupami a żwawo!
I oni wyszli, bijąc w mieście gromem.
A gdy skończyli wreszcie zabijanie,
ja sam zostałem i padłem i z żalem
wołałem: Biada, biada, biada, Panie!
wytracisz lud Twój wszystek, nie ostanie
nikt, gdy wylejesz gniew na Jeruzalem!
A Pan mi rzecze: Bez miary, bez miary
są grzechy ludu, co dom Mój ohydzi!
Oto kraina do krwi pełnej czary
podobna, miasto jest przybytkiem kary,
iże mówili: Odszedł Pan, nie widzi!
Więc nie sfolguję, aże ich przewiny
oddam z nawiązką dobrze wymierzoną,
by Mnie poznały izraelskie syny!
A oto — na trup pokazując siny —
rzekł mąż w gźle lnianem: Jakoś rzekł, spełniono.