1897.
Są tajemnice, których myśl ludzka nie zgłębi,
są przepaście ziejące, otchłanne bezedna,
gdzie wszech rzeczy chaosu wieczna noc się kłębi —
koniecznością dysząca, głucha i bezwiedna.
Są przepaście ziejące, otchłanne bezedna,
nad któremi myśl ludzka jak ptaszę zawisa,
koniecznością pędzona i nawpół bezwiedna,
zakochana w straszliwej grozie państw Eblisa.
Nad otchłanią myśl ludzka jak ptaszę zawisa;
przestrach zionie z tajemnic rozwierzy, lecz ona,
zakochana w straszliwej grozie państw Eblisa,
oczu zamknąć nie może, chociaż patrząc — kona.
Przestrach zionie z tajemnic rozwierzy, lecz ona,
ta prawdy głodna dusza a nigdy nie syta,
oczu zamknąć nie może, chociaż patrząc — kona,
i wie, że słów chaosu tajnych nie odczyta.
Prawdy głodna wciąż dusza, a nigdy nie syta,
w niewymownych boleściach pierś rozkrwawia własną,
bo wie, że słów chaosu tajnych nie odczyta,
nie dojrzy dna, choć oczy jej powierzchnię drasną.
W niewymownych boleściach pierś targając własną,
z rozczarowań i zwątpień przechodzi w nadzieję,
że dojrzy dno, gdy oczy jej powierzchnię drasną —
i znów próby powtarza — a fatum się śmieje.
Z rozczarowań i zwątpień przechodząc w nadzieje,
z kornych modlitw do bluźnierstw i z szyderstw do wiary,
ciągle próby powtarza — a fatum się śmieje,
mściwą ręką w pył waląc szalone Ikary.
Korne modły, bluźnierstwa i wyznania wiary
ślą do nieba naprzemian wieczne prawdy głodne,
mściwą ręką strącane szalone Ikary —
a otchłań ciągle czarna, niebo wciąż pogodne.
I do nieba naprzemian wiecznie prawdy głodne,
i do piekła szturmują klątwą ziemi syny,
lecz otchłań ciągle czarna, niebo wciąż pogodne,
i wciąż szarpie bój duchem przykutym do gliny.
I do piekła szturmują klątwą ziemi syny;
lecz modlitwom i klątwom nikt nie odpowiada,
a wciąż szarpie ból duchem przykutym do gliny
i wciąż nęci tajemnych głębin otchłań blada.
I modlitwom i klątwom nikt nie odpowiada —
aż, do kogo się modlić, kogo kląć — człek nie wie:
wciąż go nęci tajemnych głębin otchłań blada,
więc klnie otchłań i własnych pragnień swych zarzewie.
Do kogo ma się modlić, kogo kląć — człek nie wie,
więc z rozpaczy klnie życie, co w cieniach się toczy,
tajemnice i własnych pragnień swych zarzewie,
i śmierć, co zdala wlepia weń zimne swe oczy.
Człek w rozpaczy klnie życie co w cieniach się toczy,
że w nim myśli roznieca, i — że myśli zgnębi —
klnie śmierć, co ciągle bliższa wlepia weń swe oczy.
Są tajemnice, których myśl ludzka nie zgłębi.