Cichą aleją, w wieńce wonnych lip ubraną,
szliśmy razem w świt złoty i w zorzę różową;
cichą, starą aleją sam — z schyloną głową —
wracałem: to był wieczór, tamto było rano...
Dziwna! jak wieje życia w jednym dniu się zmieści!
Świt nadziei, brzask szczęścia, błysk rozkoszy krótki,
burza zwątpień, zawodu grom i wichry-smutki,
żalu zmierzch i noc wzgardy, rozpaczy, boleści...
Jeden letni dzień tylko!... od zorzy do zmroku!...
Znowu słońce zachodnie, jak niegdyś poranne,
złotem drzewom haftuje zieloną sutannę,
tylko blask się coś krwawszy zdaje memu oku
i w nieskończoność droga znajoma się dłuży...
Młody wyszedłem, starcem powracam z podróży!