Spojrzyj — róża zeschnięta u stóp twoich leży.
Wczoraj rankiem rozkwitła w róż siostrzanych gronie,
wczoraj pierwszy raz słońce pieściło jej skronie, —
w pocałunku omdlałą wietrzyk cucił świeży.
Wczoraj, ledwie wyjrzała z zielonej odzieży,
młody chłopak ją zerwał i przypiął na łonie
dziewczęcia. Tu szczęśliwa rozsiewając wonie
nie wiedziała, że śmierć ją czeka po wieczerzy...
Ach! nie żałuj tej róży! Wszak szczęśliwa była!
Nad kolebką jej słowik śpiewał pieśń miłosną,
później skronie do piersi przesłodkiej tuliła
a konała zwarzona rozkoszną pieszczotą
w miękkich dłoniach dziewczyny. Czyż nie lepiej wiosną
śniąc o raju umierać, niż jesienną słotą?...