I oto znowu wróciłaś

I.
I oto zno­wu wró­ci­łaś, ru­mia­na,
We­so­ła sio­stro po­bla­dłej je­sie­ni,
Co memu ser­cu wczo­raj­sze­go rana
Ka­za­ła to­nąć po­śród mgieł i cie­ni,
A jed­nak wie­rzyć, że siła pro­mie­ni,
Ukry­ta w zmro­ku głę­bi­nach, jest by­tem
Wiecz­nie trwa­ją­cym... Wró­ci­łaś, w zie­le­ni
Liść przy­stro­jo­na, co wczo­raj był my­tem,
A dziś praw­dą, ży­wo­ta świa­dec­twem nie­zbi­tem.

II.
Wró­ci­łaś zno­wu i znów się błę­ki­tem
Po­god­nych nie­bios uśmie­chasz. Śród fali
Oswo­bo­dzo­nej i w zie­lu roz­wi­tem
Zno­wu się w szczę­ście twój ob­raz krysz­ta­li.
I znów śród świa­ta nie­zmie­rzo­nej dali
Roz­rzu­casz bla­ski i roz­wie­wasz wo­nie
W ta­kiej ilo­ści, że świat snąć się pali
Żarem nie­zga­słych za­chwy­tów i to­nie
Bez­den­nej snAć roz­ko­szy znaj­du­je w swem ło­nie.

III.
Patrz, jak ku słoń­cu two­je­mu swe skro­nie
Zwra­ca ten żół­ty kwiat mle­czu, wzgar­dzo­ny
Gość na­szych ście­żyn! Jak sło­necz­nej pło­nie
Dumy od­bi­ciem, jak gdy­by w zło­co­ny
Przy­brał się klej­not kró­lew­skiej ko­ro­ny,
A prze­cież, wio­sno! po­śród two­ich dzie­ci
Jest jako że­brak... Pa­trzaj, te za­go­ny —
Wczo­raj pod śnież­nej cię­ża­rem za­mie­ci,
Dziś tam falą sma­rag­dów ozi­mi­na świe­ci.

IV.
Na cmen­ta­rzy­skach, na gro­bach stu­le­ci,
Gdzie my­śli ludz­kiej ko­niec i po­czą­tek,
Wi­dzę, jak dech twój nowy ży­wot nie­ci
Śród traw, tych zwię­dłych prze­szłych dni pa­mią­tek...
I zda­je mi się, że smut­ny za­ką­tek
Żalu i skar­gi w li­ściu srebr­nej brzo­zy
Nie jęk roz­pa­czy, lecz na­dziei wą­tek
Po­mie­ścił dzi­siaj, że nie zna­kiem gro­zy
Lecz szczę­ściem jest, któ­re­go nie zwa­rzą już mro­zy...

V.
I cały byt ten jest jak kwiat mi­mo­zy —
Od­czu­wa każ­dy do­tyk mat­ki mło­déj:
Wiatr, gdy sze­le­ści śród nad­brzeż­nej łozy,
Błysz­czą­ce kro­ple roz­pie­nio­nej wody,
Ol­brzy­mich dę­bów nie­wzru­szo­ne kło­dy,
Owi­te wień­cem zie­lo­nym; na szczy­cie
Gór nie­bo­tycz­nych te orły i pło­dy,
Co w grud­ce zie­mi zwal­cza­ją się skry­cie,
To two­ja pieśń, twe świa­tło, twe bar­wy, twe ży­cie...

VI.
O, wi­dzę cie­bie w tym sre­brzy­stym świ­cie,
W ju­trzen­ce, w zo­rzy roz­la­nej pur­pu­rze,
W słoń­cu, co zwol­na pnie się po błę­ki­cie
Spo­koj­nych nie­bios ku po­łu­dnia gó­rze
I w każ­dej plam­ce, w każ­dej drob­nej chmu­rze,
Któ­ra mu dro­gę za­cho­dzi, isto­ty
Swej część zo­sta­wia, swych pro­my­ków róże,
I zno­wu scho­dzi po­wo­li, tę­sk­no­ty
Wie­dzio­ne lek­ką dło­nią, w ten grób mo­rza zło­ty.

VII.
Wi­dzę cię w zmro­ku wie­czor­nym, gdy splo­ty
Nie­bie­ska­wy­mi ogar­niasz kształt zie­mi,
Co lgnie wpół do snu, a na­wpół ocho­ty
Życia się cze­pia, pier­si stłu­mio­ne­mi
Wol­no od­dy­cha i nad dzieć­mi swe­mi,
Tra­wą i kwia­tem, rosę łez swych leje —
W ja­snej cię wi­dzę nocy, co srebr­ne­mi
Pa­trzy gwiaz­da­mi, mie­sią­cem się śmie­je
I z ludz­kich ma­rzeń snu­je nowe ju­tra dzie­je.

VIII.
Sły­szę cię w wie­trze, któ­ry z lek­ka wie­je
Od stron nad­mor­skich i z lek­ka ko­ły­sze
Łany ozi­min. Sły­szę cię, gdy dnie­je,
W pie­śni skow­ron­ka, co tę świ­tań ci­szę
Pierw­szy prze­ry­wa; sły­szę cię, ach! sły­szę
W dziw­nym po­szep­cie wierz­bi­ny, w ora­czy
Ran­nej mo­dli­twie i w roz­gra­nej py­sze
Je­zior, bu­dzą­cych w mej du­szy pro­sta­czéj
Pra­gnie­nie dnia, co świt swój swo­bo­dą za­zna­czy...

IX.
W gę­ga­niu gęsi, w der­ka­niu der­ka­czy
I w ryku by­dła i w skrzy­pie żu­ra­wi
I w rże­niu ko­nia, ku chłop­ców roz­pa­czy
Mkną­ce­go w pole, i w star­cu, co pra­wi
Pół­na­gim wnu­kom — a tak są cie­ka­wi
Daw­nej po­wie­ści, że sta­nę­li ko­łem,
Rzu­ciw­szy krą­gi: baśń ich wię­cej bawi —
W na­wo­ły­wa­niu sły­szę cię we­so­łem,
Co gi­nie za po­ro­słym by­li­cą roz­do­łem.

X.
I sły­szę cie­bie, jak, w wie­czór, nad sio­łem
Trze­po­cesz skrzy­dłem go­łę­bi, gdy, sen­ne,
Do gniazd już swo­ich po­wra­ca­ją spo­łem...
Ach! i te zwrot­ki pa­stu­chów, co­dzien­ne,
Po­wsze­dnie zwrot­ki, a jed­nak brze­mien­ne
W ta­kie roz­ko­sze i w ta­kie tę­sk­ni­ce,
Two­im są gło­sem, o wio­sno, bez­den­ne
Pie­śni źró­dli­sko!... Sły­szę cię w mu­zy­ce
Sfe­rycz­nej, co nam zdra­dza nie­bios ta­jem­ni­ce.

XI.
Czu­ję cię wszę­dzie: gdy znik­ną śnie­ży­ce,
W łąki wil­got­nym wy­zie­wie i w roli,
Gdy ją pług kra­je, spulch­nia­ją bro­ni­ce,
Świe­żym od­de­chu, co parą po­wo­li
Po­nad bruz­da­mi się wzno­si i doli
Chłop­skiej łzą spa­da... Czu­ję cię śród woni
Żół­tych róż wod­nych, w za­pa­chu ką­ko­li
Le­d­wie roz­wi­tych, w kwie­ciu grusz, ja­bło­ni,
W po­wie­trza każ­dej brył­ce, żar czy chłód nam roni.

XII.
Czu­ję cię, mat­ko, któ­rej dech mnie bro­ni
Od lo­do­wa­tej roz­pa­czy, od cho­réj
Du­cha bla­do­ści, w nie­zgłę­bio­nej toni
Życia, co w nowe wciąż się ła­mie wzo­ry.
Czu­ję cię w bytu po­pę­dzie, co two­ry
Naj­mniej­sze łą­czy mi­ło­ścią i kło­sy,
Wy­cze­ku­ją­ce doj­rze­wa­nia pory,
Każe za­pład­niać bliź­nim pył­kom: losy
Czło­wie­ka z nimi ra­zem zwa­ży­ły nie­bio­sy.

XIII.
Czu­ję cię w so­bie, jak kwiat kro­plę rosy
W swo­ich ko­mór­kach od­czu­wa, i je­stem
Jako ta psz­czo­ła, co spie­szy na wrzo­sy,

Za­nim okwit­ną, miód zbie­rać. Twym chrze­stem
Uświę­con, zmie­niam się cały; za ge­stem
Twej mięk­kiej ręki idę, gdzie mnie wzy­wa
Praw­da i pięk­no dźwięcz­nych słów sze­le­stem,
A na ich imię krew mi się roz­gry­wa:
Z każ­de­go jej ato­mu pły­nie pieśń twa żywa.

XIV.
Ach! ja cię czu­ję, choć cię dziś za­kry­wa
Fałsz prze­nik­czem­ny, choć dziś ha­sła two­je
W pa­ro­dyę ga­wiedź zmie­ni­ła krzy­kli­wa —
Czu­ję cię w głę­biach ludz­ko­ści, osto­ję
Ma­jąc w tej my­śli, że ju­tro na boje
Prze­ciw­ko zi­mie z jej wnę­trza wy­ro­sną
Wiel­cy du­cho­wie, przy­odzia­ni w zbro­ję
Czy­stych po­świę­ceń, że zwy­cięstw ra­do­sną
Za­dzwo­ni ludz­kość pie­śnią: wio­sno! wio­sno! wio­sno!...

Czy­taj da­lej: Przy wigilijnym stole – Jan Kasprowicz