Na Marszałkowskiej, (była to środa)
Naprzeciw dworca, pod barem Quick
Stały dwa auta: maleńka Skoda
I wielki, dumny, czarny Buick.
On rzucił na nią czuły reflektor
Siedem cylindrów przed nią zdjął
Wewnątrz nastawił radio-detektor
I czule ją uwodzić jął.
Ona, jak każda skromna maszyna
Cała zadrżała od kół po dach
On krzyknął: Och, ty moja jedyna!
Ona: O, mój jedyny, ach!
I wnet pomknęli — on rozpalony
Hen, do garażu zawiózł ją.
Gwałtem z niej ściągnął wszystkie... opony
Kocham cię — krzyknął — i bądź mą!
Po karoserii zaczął ją głaskać...
Potem benzynę z ust jej pił.
Jej się wygięła aż cała maska,
Tak się przytulił z wszystkich sił.
* * * * * * *
Minęło kilka słodkich tygodni,
On, jak zwyczajnie, każden mąż
Zaczął uciekać i stronić od niej
Choć ona go kochała wciąż.
Odwiedź mnie czasem — ona się żali —
On się wykręca — chytry człek —
Raz mówi, że mu... starter nawalił,
Raz znów, że... złamał trzeci bieg.
Gdy zrozumiała, że jej nie kocha,
Ze to już jest rozstania znak,
Zaczęła płakać, szlocha i szlocha,
On zaś do Skody mówi tak:
Skoda twoich łez — maszyno
Nie zalewaj się — benzyną
Nie pomoże nic, bo żar miłości mojej zginął!
* * *
Znikła jej świeżość, znikła uroda
Tak ją wyniszczył ten jej wróg
Że, ach, musiała ta bidna Skoda
Jako taksówka iść na róg!
Gorączkę pokazuje taksometr
W sercu ma żalu, żalu moc...
Po 70 groszy kilometr
Tłucze się z gośćmi całą noc.
* * *
Może ją kiedyś gdzieś zobaczycie
Z tyłu wytarty Dunlop ma...
Pomóżcie jej zarobić na życie
Bo czarna dola jej i zła!
Źródło: Szpilki, r. 1938, nr 42.