Ballada samochodowa - Emanuel Schlechter

Autor:

Na Mar­szał­kow­skiej, (była to śro­da)
Na­prze­ciw dwor­ca, pod ba­rem Qu­ick
Sta­ły dwa auta: ma­leń­ka Sko­da
I wiel­ki, dum­ny, czar­ny Bu­ick.

On rzu­cił na nią czu­ły re­flek­tor
Sie­dem cy­lin­drów przed nią zdjął
We­wnątrz na­sta­wił ra­dio-de­tek­tor
I czu­le ją uwo­dzić jął.

Ona, jak każ­da skrom­na ma­szy­na
Cała za­drża­ła od kół po dach
On krzyk­nął: Och, ty moja je­dy­na!
Ona: O, mój je­dy­ny, ach!

I wnet po­mknę­li — on roz­pa­lo­ny
Hen, do ga­ra­żu za­wiózł ją.
Gwał­tem z niej ścią­gnął wszyst­kie... opo­ny
Ko­cham cię — krzyk­nął — i bądź mą!

Po ka­ro­se­rii za­czął ją gła­skać...
Po­tem ben­zy­nę z ust jej pił.
Jej się wy­gię­ła aż cała ma­ska,
Tak się przy­tu­lił z wszyst­kich sił.

* * * * * * *

Mi­nę­ło kil­ka słod­kich ty­go­dni,
On, jak zwy­czaj­nie, każ­den mąż
Za­czął ucie­kać i stro­nić od niej
Choć ona go ko­cha­ła wciąż.

Od­wiedź mnie cza­sem — ona się żali —
On się wy­krę­ca — chy­try człek —
Raz mówi, że mu... star­ter na­wa­lił,
Raz znów, że... zła­mał trze­ci bieg.

Gdy zro­zu­mia­ła, że jej nie ko­cha,
Ze to już jest roz­sta­nia znak,
Za­czę­ła pła­kać, szlo­cha i szlo­cha,
On zaś do Sko­dy mówi tak:

Sko­da two­ich łez — ma­szy­no
Nie za­le­waj się — ben­zy­ną
Nie po­mo­że nic, bo żar mi­ło­ści mo­jej zgi­nął!

* * *

Zni­kła jej świe­żość, zni­kła uro­da
Tak ją wy­nisz­czył ten jej wróg
Że, ach, mu­sia­ła ta bid­na Sko­da
Jako tak­sów­ka iść na róg!

Go­rącz­kę po­ka­zu­je tak­so­metr
W ser­cu ma żalu, żalu moc...
Po 70 gro­szy ki­lo­metr
Tłu­cze się z go­ść­mi całą noc.

* * *

Może ją kie­dyś gdzieś zo­ba­czy­cie
Z tyłu wy­tar­ty Dun­lop ma...
Po­móż­cie jej za­ro­bić na ży­cie
Bo czar­na dola jej i zła!

Czy­taj da­lej: Hymn o miłości (Miłość cierpliwa jest) – Inny

Źró­dło: Szpil­ki, r. 1938, nr 42.